Ajent chwycił za kieliszek, wychylił go duszkiem, nalał drugi i wypił; ale jakieś dziwne złowieszcze widmo stało mu przed oczyma. Słyszał łoskot koła, widział mielnika we krwi... kroplisty pot wystąpił mu na czoło...
— Pij, Linku, pij! wołał Paliwoda, nalewając kieliszek — a potem będziemy skakać!
Link pił, ale nic nie odpowiadał. Zdawało się, że jakaś otchłań nagle w nim się otworzyła, którą chciał zalać, a nie mógł... Link pił, aż mu trądy pośmiały na nosie.
Wreszcie poczerniał jak mak czerwony i nagle jak bez posiniał.
— Pij, Linku, pij! — wołał Paliwoda.
Link zrobił gest ręką, jakby sobie oczy chciał zasłonić i pochylił się na ławie. Twarz mu poczerniała aż po włosy.
— Tam do kata! — krzyknął mieszczanin — jeszcze lutra ratować trzeba.
— Dajcie mu pokój — zawołała szynkarka — to już taka jego choroba. On ją już nieraz miał tutaj. Po chwili sam przyjdzie do siebie.
Mieszczanin i Paliwoda zafrasowali się nie mało i sami nie wiedzieli, co począć, gdy Link nagle ze stołka się zerwał i rękami machać począł.
— Precz, precz! — wołał chrypliwym głosem, patrząc szklannem okiem w najciemniejszy kąt izby — zapal trzy świece i cztery lampy, wysuń katafalk, a trumnę schowaj!.. Cztery a sześć jest dziesięć, weź przetak na deszcz... tam duszno i gorąco... wolę śnieg, śnieg... co za śnieg... ha! ha! ha!... Śnieg wpas, a cztery dzieci nagie, a z każdego krew cieknie... brrrrr... zimno, śnieg wpas... czworo ich było... cztery psy, a trzy koty... zaświeć świece, a nasyp kadzidła i śpiewaj resurexit... precz, już go nie ma... grzyb rośnie po deszczu, czarny wielki grzyb... już go schowali, czworo dzieci, piękne, tłuste dzieci...
— Tam do kata — krzyknął mieszczanin — plecie aż strach człowiekowi.
— Zły duch opętał go — zawołał Paliwoda.
Link rzucił się na środek izby, piana okryła mu usta, oczy krwią nabiegły.
— Precz z czapką o trzech rogach — rzekł do mieszczanina — bo ich było czworo, rozumiesz, czworo ich było, a jego już wzięli... czarny wilk z białym psem nie idą w parze... Warner za mnie zapłaci, da cztery chmury deszczu, a trzy gradu... cztery a trzy jest siedm, a ich było czworo... kret nie ma oczu, a widzi... zaświeć, bo ciemno... weź przetak na deszcz... brrr, śnieg w pas... zaświeć świece i postaw krucyfiks, a przysięgnę...
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/25
Ta strona została skorygowana.