Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/268

Ta strona została przepisana.

przysporzyć. Nawet jednooki koń, woziwoda, wyprzągł się sam z nieodstępnego wózka i najprostszą drogą poszedł w ogród warzywny, dokąd nęciły go od dawna zielone głowy kapusty.
I tak radość powszechna i oczekiwanie rozprzęgły wszystko we dworze, a patrząc po tych twarzach milczących, trudno było zgadnąć, na co się tam zanosi: czy na wesele, czy na pogrzeb?
Wróciwszy od księdza Macieja, spostrzegł major, że coś we dworze się zmieniło. Nieład jakiś i rozprzężenie było widoczne. Że twarze, które na dziedzińcu zdybał, tak dziwnie na niego patrzały, a gdy przyszedł, szeptano sobie do uszu jakieś wieści ciekawe. Z kapusty chciał spędzić ślepego woziwodę, ale woziwoda był dzisiaj tak butny, że tyłem obrócił się do niego, a nawet miał szczere chęci wierzgnąć na swego chlebodawcę, gdyby stare jego nogi temu się nie sprzeciwiły.
Zdawało się biednemu majorowi, że już wszyscy odwracają się od niego, że niepamiętni na jego dobrodziejstwa, jak ten ślepy woziwoda, którego dziesięć lat własną żywił ręką, stronią od człowieka, który wkrótce przestanie być ich panem! A gdy do tego ulubiona Djanka w sieni na niego się rzuciła, a stary Dębicz, siedzący na ganku, udał za jego zbliżeniem się, że śpi i ani słowa mu nie odpowiedział, strapiony major wpadł ze łzami do pokoju żony i z takim szałem całował jej ręce, z takiem gorączkowem uczuciem cisnął ją do swego serca, że Zuzanna w objęciach jego nagle posmutniała i spazmatycznie płakać zaczęła.

— To jedno serce kocha mnie w nieszczęściu mojem! — pomyślał sobie biedny major.



III.

Dniem przedtem w kamienicy o śmiejących się karjatydach wcale inna panowała atmosfera. Stary Warner, ubrany w granatowy frak z święcącemi guzikami, krzątał się od rana, aż mu pot na czoło występował. Całe piętro ozdobione w świeże kobierce, zapowiadało jakąś niezwykłą uroczystość. Suto galonowana służba uwijała się około rozstawio-