Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/286

Ta strona została przepisana.

na ulicę, gdzie już na niego zgarbiony jak wielbłąd czekał stary Soroka.
Jerzy wybiegł na ulicę, aby jakoś serdeczniej pożegnać się z tym dziwnym, nieodgadnionym przyjacielem swoim, gdy na ulicy ujrzał tylko tuman kurzu, który odjeżdżający powóz za sobą zostawił. Powoli z białej chmury wynurzyła się znajoma dobrze postać starego ekonoma.
Mietlica miał twarz mocno zarumienioną i był jakoś kontent z siebie. Ujrzawszy Jerzego, przybiegł do niego, a wyprostowawszy się jak świeca, rzekł:
— Dzięki Najwyższemu, że wielmożny pan stoi już na nogach. Bo mówiąc prawdę, te szołdry —
— Jesteś coś wesół, Jakubie?
— Ot Soroka odjeżdżał, potrzeba było pożegnać poczciwego Kozaka i jeden kieliszek więcej wypić. Dziwny to człowiek ten Soroka.
— Dla czego? — zapytał Jerzy, wiedząc o tem, że staremu gadule zrobi tem zapytaniem niezmierne ukontentowanie.
— Oto ojciec czy tam dziad pana Leona znalazł go dzieckiem na mogile ukraińskiej, która się zowie Soroka. Bo trzeba wiedzieć, że na Ukrainie są tak wielkie mogiły, jak ten zamek.
— I cóż dalej? — przerwał gadule Jerzy, któremu to przyrównanie mogiły do zamku jakoś niemiłe było.
— Więc go nazwano Soroka od tej mogiły. 1 Kozak dzisiaj powiada, że tak kocha tę mogiłę, iż bez niej do nieba się nie dostanie.
— Jakto?
— Mówi, że tam u nich jest taka„wiara, że jeźli kto nie umrze na tem samem miejscu, gdzie się urodził, to nie pójdzie do nieba. Dla tego u nich jest to miejsce świętem, jak kościół, i nad to miejsce nie powinien człowiek nic innego w śwdecie kochać.
Jerzy spojrzał na starego gadułę i chciał mu właśnie o tej pięknej wierze ukraińskiego ludu coś powiedzieć, gdy stary gaduła z innej zaczął beczki.
— Ja tutaj jestem w sekrecie dzisiaj — rzekł ciższym głosem — przyjechałem po proch!
— Po proch!
— Paliwoda będzie dzisiaj strzelał u nas, Paliwoda to strzelec jakich mało. Zeszłej Wielkanocy, strzelając z moździerza, podarł kowalowi cały płaszcz na szmaty i ani go zadrasnął!
— Cóż to będzie u was?