— Będzie oracja i muzyka... pana majora urodziny. Paliwoda zrobi fajerwerk, który ma dwadzieścia i siedm razy strzelić.
I jeszcze coś więcej chciał opowiadać stary gaduła, gdy nagle lud zaczął się z wszystkich stron schodzić, a na rogu ulicy stanął w imponującej postawie woźny urzędu miastowego, aby zgromadzonej publice odczytać jakiś długi zapisany papier. Musiało to być coś strasznie ciekawego, sądząc po rozdziawionych gębach kilku gaminów dąbczyńskich, którzy z widoczną niecierpliwością poszturkiwali przechodzących Żydków. Mietlica urwał dyskurs w pół słowa, skłonił się Jerzemu i czemprędzej posunął do woźnego, który jakby go czekał z arkuszem papieru w ręku.
Jerzy odszedł w innym |kierunku. Chciał on jak najprędzej wyjść z miasta, aby być samotnym. Słowa Leona: «Ty jesteś szczęśliwszym odemnie», brzmiały mu jeszcze w uszach. Cóż mogły innego te słowa oznaczać, jak to, że Janina go kocha!... I wyszedłszy po za bramy miasta, uśmiechał się szczęśliwy marzyciel, który w tej chwili nie mieniałby się z bogaczami świata! Ta szczęśliwa, słodka myśl wyrugowała z jego serca wszelkie inne wątpliwości, jakie wzbudzić w niem mogła dzisiejsza rzzmowa z hrabią Leonem.
Już było południe, gdy Jerzy do domu wrócił. Wesoły, szczęśliwy, oczekiwał niecierpliwie chwili, w której obaczy tak gorąco ukochaną Janinę, obaczy ten stary, tak dobrze znany mu zamek, który podczas swojej choroby tyle razy miał przed oczyma duszy. I już właśnie zbliżała się ta chwila upragniona, gdy do pokoju wszedł stary ogrodnik.
Stary ogrodnik miał oczy czerwone, minę nadzwyczaj rzadką i z nieśmiałością stanął przy progu. Jerzy uczuł woń spirytusu.
— Jak widzę — rzekł z uśmiechem człowieka szczęśliwego — wszyscy żegnaliście Sorokę!
— Wypiło się z Soroką tylko kieliszek — odpowiedział pokornie ogrodnik — a reszta to już było na zmartwienie!
— Zmartwienie?... zapewnie rododendron...
— Ej! gdzie tam, wielmożny panie, nam to teraz w głowie! Ot człowiek: na stare lata musi się gdzieś wlec jeszcze w świat za oczy!
— Cóż to się stało... zapewnie nowy ogrodnik —
— Zapewnie i nowy ogrodnik przyjdzie wraz z nowym panem!
— Z nowym panem? — powtórzył Jerzy, patrząc ciekawie na ogrodnika.
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/287
Ta strona została przepisana.