Bolesława. Uderzyłem blaszanym pałaszem!... Czy za to kto zapłaci?...
Potem wytoczono go na dziedziniec. Oglądał drzewa i o każdem coś powiedział. Wszędzie miał pamiątki staruszek. Wiedział, którego dnia jakie drzewo sadzone. A w twarzy jego był taki spokój głęboki, taka pogoda duszy, że wszyscy, prócz Jerzego, cieszyli się, że staruszek tak łatwo przebolał tak wielkie nieszczęście.
Wreszcie kazał się zatoczyć do ogrodu, naprzeciw kościółka bożogrobców. Niebo wypogodziło się, jasne słonko świeciło na ziemię. Wody jeziora były czyste i spokojne. Staruszek patrzył na nie z uśmiechem wewnętrznej roskoszy.
Nagle zmarszczył brwi. Przy kościółku snuli się jacyś robotnicy z różnemi narzędziami. W dali stał lud zgromadzony.
— Cóż to jest? — zawołał starzec i pokazał ręką na ruiny klasztoru.
— To robotnicy z fabryki — odparł ksiądz Maciej. — Kościółek groził upadkiem, więc nakazano go rozebrać. Warner zakupił materjał z niego.
— Z domów bożych stawiają fakryki! — zawołał staruszek i westchnął.
Po chwili ozwał się znowu:
— Patrz, księże Macieju! Już krzyż pod miodem upada!...
Czemuż to nie miało się stać jutro?...
Otarłszy łzy z oczu, rzekł:
— Już pójdę, bo mi tu duszno... A ty, Zuzienko, nie czujesz tego pyłu z domu bożego?
Ksiądz Maciej wypatrzył się na Zuzannę, która z wielkiem wzruszeniem mówiła:
— Czuję, drogi dziadunio, czuję! Ten obraz Matki bolesnej cudownie ozdrowił mnie, gdy byłam w wielkiem utrapieniu. Odtąd zwykłam codziennie na «Ave Maria» przed nią się modlić.
Ksiądz Maciej zamyślił się, ale staruszek przerwał mu, mówiąc:
— Księże Macieju, nie opuszczaj mnie dzisiaj. Zaprowadzisz mnie do grobowca Dębiczów. Dawno już tam nie byłem.
Wszyscy sprzeciwiali się temu, ale staruszek błagał, aby jego woli zadość uczynić.
Groby Dębiczów były w piwnicy pod małą kapliczką, która stała na najwyższym punkcie w okolicy. Ostrożnie zaniesiono tam staruszka w krześle. Długi czas był w kaplicy i gorąco się modlił. Poczem kazał się spuścić do grobów.
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/326
Ta strona została przepisana.