Widok tego ruchu, przy którym żadnej ludzkiej ręki nie było widać, miał w sobie coś przerażającego. Jakaś tajemna siła poruszała te kola olbrzymie — mrowie przeszło po ciele negocjanta. Maszynista postawił światło na ziemi i odszedł na piętro, aby tam coś poprawić. Negocjant sam jeden został w podziemiu. A w koło niego wszystko się ruszało i żyło, a przecież nie było ani żywego ducha!
Jakaś dziwna trwoga opanowała jego duszę. Światło, wychodzące od ziemi, tak dziwnie oświecało te koła olbrzymie i nieustannie się krzyżujące!
W tem ktoś wszedł po schodach. W pół cieniu poznał negocjant swego rudego satyra. Jakieś nieprzyjemne uczucie wstrząsło nim.
— Co jabym dał za to — pomyślał sobie — gdyby te satyry i karjatydy z mego domu znikły. One mi zatruwają życie!
I w samej rzeczy Link wyglądał dzisiaj jak prawdziwry satyr. Twarz miał mocno czerwoną, kapelusz na bakier, ubiór obwalany, a usta wykrzywiły się jakimś szatańskim uśmiechem. Oddawszy pokłon pryncypałowi, rzekł do niego głosem niezwykłym:
— Wielkie dzieło skończone — spółpracownik spodziewa się sowitej nagrody.
Dziwnym wydał się ten ton negocjantowi. Wstrząsł się z gniewu, ale nic nie powiedział.
— Z Czerepańkowskim skończono — wziął odstępnego tysiąc.
— Dobrze... czegóż stoisz... czego chcesz?
— Czego ja chcę? — odparł Link, a woń wódczana buchnęła na całe podziemie — hm! czego ja chcę?... Ja chcę być porządnym człowiekiem. Chcę pić dwa razy na dzień kawę, jeść pieczeń cielęcą z mięszaną sałatą, palić z Hawanny cygara, chodzić w długim kapotroku à la mode, i czytać codziennie «Kreuzzeitung». Już mi się sprzykrzyło to psie życie!
— Czyś oszalał? — krzyknął negocjant.
— Bynajmniej — odparł spokojnie ajent. — Nigdy nie miałem więcej rozumu, jak w tej chwili.
— Nie chcesz już służyć?
— Chcę być «małym kapitalistą».
— A pieniądze gdzie?
— Będę miał nieśmiertelnych dziesięć tysięcy talarów. To bardzo skromnie. Do tego rentę tysiąc dwieście talarów, to jest tyle, ile potrzeba na porządne życie: na kawę, pieczeń z mięszaną sałatą, kapotrok, Havanna i «Kreuzzeitung».
— A gdzie masz te pieniądze?
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/329
Ta strona została przepisana.