Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/33

Ta strona została przepisana.

czasie zajrzy do tej szkatułki, co tam w niej jest, a potem pomyślemy, co z nią zrobić.
Rzekłszy to mieszczanin, wstał i pożegnał lekarza. Lekarz podał mu rękę machinalnie i odprowadził go do sieni. Tam czekali ekonom i Paliwoda.
— Aha! cóż mam powiedzieć pannie Janinie? — zapytał w sieni mieszczanin.
— Jutro będę sam w zamku — odpowiedział lekarz.
Przekonawszy się, że pacjent śpi jak w najlepsze i prócz atmosfery spirytusowej, która łóżko otaczała, żadnej innej niebezpiecznej oznaki nie ma, wrócił lekarz do swojej izdebki, aby tam w gorącej głowie uporządkować wrażenia dnia dzisiejszego.
Szkatułka była z drzewa palisandrowego z srebrnem okuciem. Jerzy — tak się nazywał młody lekarz — oglądał ją na wszystkie strony, a że była zamknięta i kluczyka do niej nie miał, odłożył jej rewizję do jutra.

Było już późno po północy. Na ciemnym szafirze nieba drżały miljardy gwiazd; małe obłoczki jak trzoda rozbiegła przemykały się na krańcach widnokręgu, a lekki powiew wiatru odzywał się jakimś dziwnym, harmonijnym akordem! Tylko na liściach starej gruszy kołyszą się puchy niedobre. Wykrzywiają twarz i śmieją się, a szepcą sobie do uszu jakieś wieści złośliwe. — Śmiej się, śmiej, ty czarny duchu; sąsiad twój spadł z liścia i złamał nogę, a ty szara gąsienico pospieszaj co prędzej uszczknąć ziela żywota, aby nie bolał twój czarny ulubieniec, na którego gody weselne zeszli się już kumy i swatowie!... Zabrzęcz kosmata mucho, niech tańczą i śpiewają weselni; woń jaśminu i macierzanki niech ich łechce do szaleństwa....



Już wielki był dzień, gdy się młody lekarz obudził. Niebo było czyste i świeże, ani jeden listek nie ruszył się na drzewie. Pod starą gruszą przechadzały się spiesznie stada mrówek. Jakiś nocny wypadek poburzył im siedzibę; szukały miejsca dla nowej ojczyzny. A nad niemi skacze konik polny i urąga się pracy drobnego owadu, poświstując sobie: Ja nie mam gniazda, ja konik polny, cały świat mój, lecę, gdzie zechcę!... A pod nim mrówki zataczają bryłki ziemi, sypią wały i okopy, budują miny i krużganki... A na gałęzi starej gruszy usiadł ptaszek złotopióry i słucha z uwagą, co mu szepcą liście o niedobrych duchach nocy, które tutaj biesiadowały...
Młody lekarz patrzał przez okno, lecz nie widział mró-