— W żelaznej skrzyni kantoru «Goliat et Compagnie»...
bardzo dobrze ulokowane.
— Pijaku, upiłeś się! — krzyknął w złości negocjant!
— Ależ nader rozsądnie mówię! Co? tysiąc dwieście renty dożywotniej i dziesięć żelaznego funduszu!
Stary negocjant wstrząsł się ze złości, przystąpił do ajenta, i chwycił go za klapę surduta.
— Pijaku! Co mówisz! Idź, aby nikt głupiej mowy twojej nie słyszał!
Ajent odparł z wielkim pokojem:
— Dotąd nikt naszej mowy nie słyszy. Jesteśmy w piwnicy i koła do tego warczą. Nawet obaj powinniśmy sobie życzyć, aby nas nikt nie słyszał!
Jakaś dziwna myśl przebiegła przez głowę negocjanta. Odsunął się od olbrzymiego koła i podejrzliwem wejrzeniem zmierzył pijanego ajenta.
— Idź precz! — rzekł do niego dziwnym głosem.
— Tak, teraz mam iść precz, gdy pieczeń gotowa? — odparł ajent, zataczając się aż pod same koło.
— Milcz, pijaku — krzyknął negocjant i cały poczerwieniał.
— Właśnie dla tego, abym milczał, chcę dziesięć tysięcy żelaznego funduszu ze skrzyni żelaznej i tysiąc dwieście renty.
— Łotrze! Ja ci dam dożywocie w kryminale! — wołał chrypliwym głosem negocjant.
— To ja łotrem, a ty, stary szachraju, czem jesteś? — krzyknął oburzony ajent, aż piana usta mu okryła. — Ja łotr, prawda, bom przysiągł, a któż mi zapłacił za tę przysięgę? Mnie w kryminale źle nie będzie, ale ty — pan miljonowy!...
Trupia bladość okryła twarz negocjanta. Podniósł wyschłe ręce, skurczył palce na kształt pazurów i krzyknął:
— Milcz, przeklęty łotrze! Jutro się rozmówimy!
— Ja zaś mam wielką ochotę dzisiaj interes ukończyć. Chcę już od jutra być porządnym człowiekiem. Tu mam wszystko gotowe, tylko podpisz.
Mówiąc to, sięgnął do kieszeni po papier i tak mocno się zatoczył, że głową uderzył o koło, które obracało się zwolna, ale z ogromną siłą. Oczy negocjanta zaświeciły dziwnym blaskiem, usta jego zadrżały dzikim uśmiechem.
— Idź precz! — rzekł z cicha, jak człowiek, który walczy z jakąś straszną zmorą. — Idź, łotrze!
— Ja łotr, ja? — krzyknął wściekle ajent — ja, który tylko dla ciebie pracował! A ty, który lichwą i naprzód
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/330
Ta strona została przepisana.