Jakże smutną, jakże nudną była teraz samotna izdebka naszego bohatera! Tak bolesne wypadki wstrząsły jego duszą, która zwolna zasnuła się w kłębku swoich marzeń i świat rzeczywisty z oczu straciła. Zdawało mu się, że się budzi z jakiegoś długiego snu i powoli oczy otwiera.
Wszystkie jego marzenia wydały mu się mrzonką dziecięcą. Marzył o poświęceniu się, ale nie myślał o tem, że każde poświęcenie się musi przynieść korzyść tym, dla których poświęcamy się. On myślał, że gdy wejdzie w birecie i w płaszczu doktorskim między lud, tenże go zaraz otoczy i słuchać będzie mądrej jego nauki. Tymczasem próba ta, która tyle lat mozołu kosztowała, nie udała się — lud nie uznał nauki i cofnął się przed nią do swoich odwiecznych tradycji. A biedny marzyciel pozostał sam, jak głos wołającego na puszczy.
W koło niego łamały się brzegi ziemi ojczystej i ginęły w toni bezdennej. Miasta, wsie i lud odrywały się od łona matki i wszystko ginęło w odmęcie obcego żywiołu. On chciał stanąć na tej strasznej linji, chciał walczyć, jak walczyli niegdyś rycerze kresowi. Całe życie swoje włożył w tę myśl piękną, wzniosłą: i cóż ma dzisiaj czynić, gdy w koło niego łamie się wraz z ludem ląd ziemi rodzinnej? A ten lud tak obojętny na wszystko!
I stanął mu przed oczami kościółek bożogrobców i widział lud mnogi, który z murów święconych nie dał upaść krzyżowi. I przypomniał sobie ostatnie słowa starego Dębicza, że we wierze ludu jest wszystko, że to klejnot jego.
I długo, długo myślał nad tem.
Przyszło mu na myśl, że pół serca, pół duszy nie można poświęcać. Kto rozgorzał ogniem szlachetniejszych uczuć, ten powinien z serca swego uczynić Bogu całopalenie, powinien duszę swoją wznieść do ofiary, podobnej tej na górze Horebu.
Jerzy marzył o swojej miłości i zdawało mu się teraz, że idąc do szlachetniejszych celów swoich, zboczył z drogi. Serce całą siłą było przeciw temu, ale wewnątrz duszy odzywał się płos: Poświęć uczucia serca twego, bo w moim zakonie jam tylko jest miłością!
Miałże zrzec się serca Janiny? Miałże dla swojej wyśnionej mrzonki czynić nieszczęśliwą tę biedną, słabą istotę?...
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/335
Ta strona została przepisana.
VII.