Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/341

Ta strona została przepisana.

Gdy Jerzy do swojej samotnej izdebki powrócił, zastał tam Leona, który niecierpliwie czekał na niego.
— Straszne rzeczy podziały się tutaj! — zawołał Leon, ściskając mu rękę. — Wieść o moim bankierze była fałszywą.
— Do tego, co wiesz, dodam ci jeszcze, żem się rozczarował — odparł Jerzy z bolesnym uśmiechem. — A więc podług układu, masz się zacząć kochać!
— Cóż, kiedy na nieszczęście dostałem odkosza! — rzekł Leon w cierpkim humorze.
— Odkosza?... Od kogóż?
— Od wdowej!
— Oświadczyłeś się majorowej? — zawołał zdziwiony Jerzy.
— I najniezgrabniej w świecie. Powinien bym był przecież to przewidzieć!... Ale nie, takiej kobiety nie znałem nigdy — nie miałem o niej wyobrażenia. Takiej kobiety szkoda na tak mglistą planetę, jak nasza ziemia!
Jerzy zapomniał o swojej boleści i zdziwiony wypatrzył się na Leona. Ów zimny Leon był dzisiaj w jakiejś gorączce. Chodząc szybko po pokoju, mówił dalej:
— Tę jedną kobietę mógłbym kochać... ale nie, nie byłem jej godzien. Gdybyś ją widział modlącą się! Patrzyłem na nią z po za drzew, gdy się modliła przed kościółkiem bożogrobców! To był anioł!
— Leonie! — zawołał szybko Jerzy — Bóg odsłonił ci duszę tej kobiety na to, abyś uwierzył w czystą, wzniosłą miłość kobiecego serca!
Leon zatrzymał się nagle przed Jerzym i rzekł do niego:
— A ty, który dotąd byłeś aż nadto wiernym, czy po twojem rozczarowaniu się nie staniesz się sceptykiem? Czy będziesz kochać jeszcze?
— Będę kochał — odparł spokojnie Jerzy — tylko z tą różnicą, że będę kochał więcej ludzi!
— Jakto? Zapiszesz się do filantropów?
— Zmienię mój zawód po raz drugi — pójdę na teologję do Rzymu.
— Na teologję!
— Dziwi cię to? Gdybyś to wszystko widział i uczuł, co ja w tych dniach widziałem! Wierzaj mi! Gonimy za mrzonkami; marzymy, że znajdziemy gdzieś daleko za pomocą idei i różnych systematów! A tymczasem tutaj gubimy coraz więcej ziemi, którą wraz mieszkańcami pochła-