Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/38

Ta strona została przepisana.
II.

Majątek radziejewski składał się z dwóch włości: Radziejewa i Czarnowody. Czarnowody stanowiły wprawdzie tylko mały przysiółek, stykający się z Radziejewem, ale położenie tego przysiółka było tak miłe, tak ciche i ustronne, że dawny tego majątku właściciel tutaj założył swoją siedzibę, postawił dwór z cegły, nakrył go dachówką i otoczył wieńcem lip i kasztanów.
Było coś klasztornego w całej fizjonomji Czarnowód. Jakiś błogi spokój, jakaś cisza szczęśliwego życia rozlewała się w powietrzu. Niebo wiecznie jednakie, nieco przysępione, otoczyło w sine ramy cały spokojny krajobraz. Nie było w nim żadnych gorętszych barw, żadnych jaskrawszych odcieni. Niebo i ziemia zdawały się sympatyzować ze sobą, jako starzy kochankowie, którzy już wszystkie zwierzenia się wyczerpali, wyspowiadali się z wszystkich uczuć swoich, zużyli pieszczoty i zachwycenia, a teraz patrzą na siebie czystem, lecz spokojnem, beznamiętnem okiem; zdają się używać jakichś — wyższych, kontemplacyjnych roskoszy. Złośliwy człowiek powiedziałby po prostu: że się nudzą; zkąd jednak wcale nie wypływa, aby niebo wielkopolskie znudziło się Czarnowodami, lub Czarnowody miały zobojętnieć dla nieba wielkopolskiego. Ma i starość swe pieszczoty, ale świat złośliwcy ich nie widzi.
W ciemnej, zakonnej szacie legły Czarnowody na zielonym kobiercu, zaścielonym nad brzegiem jeziora. Długie wieki spierała się wieś z jeziorem, kto od kogo imienia sobie pożyczył. Jezioro bowiem, nazwane Czarnowody, miało w samej rzeczy wodę dosyć czarną; wieś jednak miała w samem łonie czarne trzęsawiska, z których sączyły się zdroje brunatnej wody. Jezioro wygrało sprawę, a skromna osada cofnęła się od brzegów adwersarza, zasłoniwszy się wysoką groblą od jego wód napastniczych. Z rezygnacją, godną lepszego pola i lepszej wody, posuwała się biedna wiosczyna coraz więcej ku zachodowi, ale białe domki sąsiedniej niemieckiej osady trwożyły ją znowu, jak białe widma upiorów, jak białe płaszcze rycerzów krzyża, którzy niegdyś po kilkakroć najeżdżali ją, pustosząc ogniem i mieczem. W tak ciężkiej chwili zaślubiła się z niebem biedna polska wiosczyna, jak Wenecja z morzem, i przez długie wieki wpatrywali się w siebie z roskoszą szczęśliwi kochankowie. A nawet dzisiaj, gdy już oboje jakoś postarzeli i szary, żałobny strój przywdzieli, nawet dzisiaj nie ustały ich pieszczoty,