— Nie lubię mówić grzeczności — odpowiedziała z akcentem margrabina — a nawet i wtedy, gdy po długiem niewidzeniu się, kogoś po raz pierwszy obaczę.
— A ci — mówiła Zuzanna z słodkim uśmiechem — ci, którzy po długiem zaniedbaniu widzą się znowu zaszczyceni tak przyjemną, wizytą, tyle w tem mają uciechy, że byliby zdolni wszystkiemu uwierzyć, co się ładnego i dobrego im powie.
Margrabina ukłoniła się z wielką afektacją, która jej zdawała się już być wrodzoną, i rzekła:
— Już to, ma chère, nie powinnaś nam tego za złe wziąć, żeśmy was czas niejaki zaniedbali. Ach, na wielkim świecie jest się niewolnikiem różnych, tysiącznych fraszek, o których wy nie macie ani wyobrażenia. Cela me fatigue beaucoup, i wierz mi, moja droga, żebym się szczęśliwszą czuła w waszym wiejskim, skromnym dworku, gdyby jeszcze można, pod strzechą słomianą, przy woni ruty i macierzanki... Wierz mi, to pokrzepia ciało i duszę... A tak muszę zawsze być, jak na deskach teatralnych... nudzą mię serdecznie, a z grzeczności uśmiechać się muszę i wołać: «Ach, jakże to zabawnie!»... Tamtego roku byliśmy w stolicy, zeszłego lata jeździliśmy do wód morskich, tę zimę przesiedzieliśmy w Paryżu, a za to teraz skazani jesteśmy na całe lato, wyobraź sobie, na całe lato!... siedzieć tutaj w Dąbczynie. Od zmysłów odchodzę, gdy sobie przypomnę, co za nudy będę musiała tutaj wycierpieć. Ja, która przyzwyczajona co wieczora przyjmować liczne, dobrane towarzystwo, wyobraź sobie, moja droga, ja mam teraz codziennymi gośćmi tłustego proboszcza i naszego rządcę, którego wołamy na herbatę, aby mój mąż miał partję. W takim razie sama przyznasz moja droga, że grzechem byłoby zaniedbywać najbliższych swoich sąsiadów, z którymi przecież słowo pomówić można.
— Za wiele łaski wyświadczasz nam pani — odpowiedziała Zuzanna, uśmiechając się na tak otwarte wyznanie margrabiny, a wstawszy z ławki, prosiła ją do salonu.
— Ach nie, moja droga, pozwól mi napoić moją zbolałą duszę tym przecudnym widokiem — rzekła margrabina, przykładając lornetkę do oczu — ach! w naszem życiu tak mało chwil szczęśliwych, tak skąpo obdzielono nas prawdziwem szczęściem... Tylko złudzenia, rozczarowania i nadzieja!...
Zuzanna westchnęła; margrabina mówiła dalej:
— Te ruiny mają jakiś niepojęty urok; wpatrując się w nie, zdaje się, żeby można stać się zakonnicą. Dawno nie znałam tak silnego wrażenia.
— Wszak znane od dawna są pani te ruiny —
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/53
Ta strona została przepisana.