— Nie poświęca się? — zawołała Zuzanna, cudownie piękna w zapale swojej dumy.
Margrabina potrząsła głową zamiast wszelkiej odpowiedzi.
— A jeśli kobieta dla miłości bliźniego zrzeknie się bogactwa, dostatków...
— To się zrzeka tego, czego nie ceni. Miłość jest dla niej roskoszą, a poświęcenie powinno być bólem.
— A jeśli kobieta wyrzeka się swojej miłości dla drugiej, z którą jej kochanek szczęśliwszym być może?
— To czyni głupstwo.
— A jeśli do kobiety przyjdzie człowiek godny wszelkiej czci i szacunku, człowiek, który w życiu swojem dowiódł wzniosłej, pięknej duszy, szczyci się pięknemi czynami... Jeśli taki człowiek, dajmy na to, już w sędziwym wieku zbliży się do kobiety...
— To niech go w rękę pocałuje.
— A jeśli on żąda — mówiła dalej Zuzanna drżącym głosem — jeśli on żąda w nagrodę swoich czynów i trudów od niej ręki i serca, a ona mu je odda, aby w późnej zimie jego życia być mu słońcem majowem...
— To czyni głupstwo, wierutne głupstwo! — odparła krótko i sucho margrabina.
— Więc to nie jest poświęcenie się? — krzyknęła Zuzanna, chwytając za serce, aby z niego nie uleciała myśl ukojenia.
— Posłuchaj mnie, moje dziecię. Poświęcić się można, ale po dokonanem poświęceniu nie trzeba żyć. Poświęcenie jest aktem jednej chwili, a ta chwila powinna zniszczyć całą naszą istotę. Można ponieść śmierć, to rozumiem, ale oddać całe życie na długą, dobrowolną torturę, tego i święci nie praktykowali! To szaleństwo!
Zuzanna zwiesiła głowę i zamyśliła się.
— Całem szczęściem kobiety — mówiła dalej margrabina — jest uczucie. Uczucie nie lubi żadnych granic, lepiej je zmieniać, niżeli ograniczać. Można mieć pasję do psów, kotów, kanarków, można mieć pasję do dobrych uczynków, a nawet do nabożeństwa, ale nie można nigdy tej pasji sobie wybierać. Trzeba ją brać jak przyjdzie. Kobieta, która się wyrzeka wzruszeń, przestaje żyć, jest mumją.
Zuzanna patrzała na ruiny klasztoru; przed jej oczyma biegały jakieś dziwne, potworne gady.
— Jabym już dawno była umarła — ciągnęła margrabina — gdybym chciała memu sercu więzy narzucić. Wyobraź sobie moje położenie. Miałam lat nie spełna dwadzieścia, gdym poszła za mąż. Mój mąż był więcej jak dwa razy starszy odemnie, ale stosunki familijne i towarzyskie
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/56
Ta strona została przepisana.