O, mój kochany, najdroższy Achil! Nie uwierzysz, z jaką, namiętnością pokochałam go za to!
— A biedny Artiur?
— Artiur był codziennym naszym gościem — i byliśmy znowu szczęśliwi jak niegdyś!...
— A mąż pani?
— Mąż mój cieszył się mojem szczęściem i każdą przysługą nam wyświadczoną, przywiązywał mnie więcej do siebie. Nazywał mnie l’enfant gatée, które się cackiem bawić musi, i całował mi ręce i pieścił się ze mną, a jam go też nigdy goręcej nie kochała, jak wtedy... Wtedy byłabym w stanie poświęcić się za niego, oddać życie moje!
Zuzanna spojrzała na mówiącą, aby się przekonać, czy z niej nie szydzi; ale na twarzy margrabiny malowało się tak żywe wzruszenie, z jej oczu płynęły łzy, usta drżały i całą jej postać wstrząsały od czasu do czasu tak gwałtowne, gorączkowe ruchy, że mimowolnie musiała w szczerość jej słów uwierzyć. Margrabina należała do owych istot gorączkowych i wrażliwych, które są w stanie, pociąwszy siebie na niezliczone atomy, żyć całem życiem w każdym atomie i wierzyć w to dziwne, w najdrobniejsze szczerupki roztłuczone życie.
Nastąpiło długie milczenie. Zuzanna dziwiła się tak otwartej spowiedzi margrabiny, która ją w niemały kłopot wprawiła. Jako kobieta tkliwa czuła litość dla nieszczęśliwej, a wyobrażenia jej nie pozwalały okazać współczucia dla błędów serca. Czekała sposobniejszej chwili do podjęcia rozmowy. Otarłszy łzy z oczu, mówiła dalej margrabina:
— A dzisiaj mój Artiur w grobie, w zimnym grobie!
Zasłoniła twarz chustką i poczęła łkać jak dziecię. Zuzanna nie wiedziała, co począć. Z niepokojem patrzała na nią. Wreszcie odjęła margrabina chustkę od twarzy, otworzyła oczy i poprawiła włosów. Była tak spokojna, tyle pogody miała na twarzy, pogody cichej, melancholijnej, że podziwiać należy tę sprężystość duszy, która po największej burzy zdoła wrócić do pokoju i owładnąć samą siebie.
Zupełnie spokojnym, dźwięcznym głosem mówiła dalej margrabina:
— Dajmy pokój wspomnieniom. Są one jak te ruiny klasztorne. Miło patrzeć na nie z daleka, ale gdy się do nich zbliżymy, ujrzymy w ich rozpadlinach gady i jaszczurki!... Muszę sobie w mojem album odrysować tę ruinę, bo musisz wiedzieć, moja droga, że teraz mam passję zbierania albumów z różnemi widokami. Mówiłam ci, że kobieta musi mieć zawsze pewną namiętność w życiu. Ja maluję i rysuję, a ty, moja droga, czem się zajmujesz?
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/58
Ta strona została przepisana.