Wojna machnął ręką, nasunął czapkę na uszy i podwoił kroku. Coś mu nagle humor popsuło. Zapewne wspomniał sobie o biednym starowinie na wieży zamkowej, który za kilka dni wszystkich mieszkańców zamku pobałamuci, ubiegłszy godzinę lub dwie więcej na dobę, jakby się mu należało. A może wspomnienie burmistrza o różowych faworytach drasnęło boleśnie o jego serce, a może ukochana Basia, szalony Paliwoda... Dosyć, że Wojna był w złym humorze i nie radby więcej słuchać opowiadania Kaszuba. Ale ekonom dopiero się rozciekawił, słysząc o ludziach, którzy tylko przy pogrzebie po polsku śpiewają,..
— A jakież tam miasta wasze? — zapytał z rosnącą coraz więcej ciekawością.
— W miastach mówią wszyscy po niemiecku, miłościwy panje! A kto ze wsi pójdzie do miasta i tam kilka lat służy, już go swoi na wsi nie rozumieją, a nawet inaczej się nazwie jak mu było imię.
— Jak to inaczej? — poderwał stary wachmistrz, którego nieraz to gniewało, że się nazywa Mietlica.
— Oj! to właśnie jest, co mnie z domu wypędziło!
Ekonom wydmuchnął chmurę dymu, odgiął kołnierz, który mu nieco ucho zasłaniał i przygotował się z wielkim apetytem do jakiejś smacznej potrawy. Nawet Wojna zwolnił kroku i ciekawie zmierzył Kaszuba.
— Nasz ojciec — zaczął Kaszub — gdy poszedł do zargu, zostawał grunt i dwóch synów! mnie i Jantka. A nazywamy się po przezwisku Grzanka. Otóż Janek powiedział do mnie, gdyśmy przyszli od zargu: «Słuchaj bracie. Ja starszy, mnie należy się grunt. Ale gospodarstwo nie do smaku mi. Ja wolę pójść do miasta, a ty tymczasem rób na gruncie.» — Zgodziłem się na to, choć miałem w ręku inny zarobek.
— Jaki zarobek? — zapytał ekonom, chcąc mieć dokładną historję Kaszuba.
— Ot taki — odpowiedział Kaszub, pokazując kilka zabawek dziecięcych, które niósł w ręku. Gdym był mały, nauczyłem się robić z drzewa różne takie rzeczy, a kupiec z miasta kupuje co roku u mnie wiela tego.
Ekonom spojrzał na zabawki, które mu Kaszub pokazywał, a że już ciemno było i nic obaczyć nie mógł, ograniczył się tylko na dokładnem obmacaniu jakiejś olbrzymiej ropuchy, która za pociśnięciem mieszka wydała z siebie głos przerażający.
— Tam do kata! — mruknął stary wachmistrz — i w wosku nie służył, a ma spryt djabli. Ktoby to wymyślił! I chłop, i do tego Kaszub, który tylko przy pogrzebie po polsku śpiewa...
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/67
Ta strona została przepisana.