Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/69

Ta strona została przepisana.

lont do armaty, wpadł w ferwor niepospolity. I właśnie, gdy go już trupem miał położyć i uzmysłowiąjąc Kaszubowi tę manipulację, kilka razy pchnął kijem w starą wierzbę, koło której właśnie przechodzili — gdy nagle jakiś dziwny głos zaleciał do jego uszu. Zamilkł, jakby mu kto gębę zawiązał, a tak jakoś zmalał i zgarbił się waleczny wachmistrz, że trudno było poznać w nim owego Mietlicę, który przed chwilą z wielkim zamachem zabijał artylerzystę przy samej panewce armaty...
Stali już przed bramą folwarku. Gdzieś w głębi słychać było głos kobiecy, mający w sobie wszelkie cechy namiętności.
Ekonom stanął jak wryty i zdawało się, że nie wiedział nagle, co dalej począć. Po chwili przyszedł jakoś do siebie i rzekł:
— Hola! tutaj zatrzymacie się. Ja pójdę pierwej, bo... psy są złe na folwarku.
Wojna uśmiechnął się i ścisnął przyjaciela za rękę. Zrozumiał go dobrze.
— Tutaj zaczekacie trochę — mówił dalej ekonom — a ja wam dam znać, kiedy przyjść macie. Gdy mi się uda złapać Tyrana na łańcuchu, to zagwizdani z okna na nutę: «Jechał Maciej od Szkalbierza», a wtedy prosto w bramę i na ganek. A gdy zagwizdani: «Hiszpan dumny i ponury», to niebezpiecznie wchodzić. Wtedy idźcie prosto do szpitalu, a ja tam przyjdę za chwilę i przyniosę co zjeść i wypić.

Rzekłszy to, ścisnął za rękę przyjaciela, który jego nieszczęście dobrze pojmował, a otworzywszy bramkę, z ciężkiem sercem wsunął się na dziedziniec waleczny żołnierz drugiego pułku ułanów.



Na ganku małego domu stała kobieta z światłem w ręku. Nizka, pękata, różowa na twarzy, była już w kompletnym negliżu. Włosy miała rozczochrane, oczy czerwone, i wrzaskliwym głosem, który naraz z kilku tonów się składał, recytowała długi paternoster jakiejś biednej istocie, rodzaju żeńskiego, która skulona stała przed gankiem.
— To ty włóczęgo! — krzyknęła kobięta w negliżu, zaświeciwszy w oczy przysuwającemu się zwolna małżonkowi.
— Ja, moja Małgosiu — odpowiedział pokornie waleczny ułan.
— Ty się włóczysz od świtu do nocy — krzyczała Małgosia — a tu Maryśka straszne rzeczy wyrabia! Wszystkie naczynie tłucze!