I ogromny garnek z ogromniejszym jeszcze trzaskiem upadł na ziemię. Ekonom wstrząsł się; przypomniała mu się assekuracja przy działach. Zdawało się mu, że bomba koło niega padła.
— Małgosiu, kochana Małgosiu! — szepnął jak mógł najsło dziej.
— Milcz, stary dziadzie! — wrzasnęła Małgosia, rzucając na ganek ogromną rynkę, z którą miała iść do spiżarni.
— Tam do kata! — pomyślał sobie stary ułan — że zła baba, to gorzej niż assekuracja przy działach.
— I cóż stoisz, i czego się patrzysz? — wrzasnęła kochana Małgosia z taką energją, że waleczny żołnierz drugiego pułku ułanów uznał za rzecz przyzwmitą, kapitulować jak można najprędzej.
Z smutną miną wszedł do izdebki i już zbliżył się do okna, aby przyjacielowi umówiony sygnał: «Hiszpan dumny i ponury» jak najciszej wygwizdać, gdy ukochana Małgosia wtoczyła się do izby, a z nią jakaś genialna myśl do jego skłopotanej wleciała głowy. Czekał tylko uspokojenia małżonki.
— Kochana Małgosiu — rzekł po chwili — powiedziałbym ci coś, gdybyś się nie gniewała.
— Ciekawam, co tymi powiedzieć możesz! — odburknęła kochana Małgosia.
— Śniło mi się wczoraj o tobie, kochana Małgosiu!
— I cóż tam takiego?
— Gdym się przebudził, to pot kroplami jak orzechy lał się ze mnie.
— No, cóż? — krzyknęła już zniecierpliwiona małżonka.
— Bo ja bym ciebie nie przeżył... Na starość smutno zostać sierotą.
Jakaś dziwna myśl, zimna jak bryła lodu, wpadła w wiecznie kipiące serce kochanej małżonki. Usiadła na stołku i założyła ręce. Ekonom oblizał się z radości, że mu się jakoś szczęścić zaczyna.
— Śniło się mi, żeś ty umarła! — wyjąknął stary ułan tak melodramatycznie, że się aż sam rozweselił.
— Ja umarła?... pfe, pfe! czyś zwarjował? Ja umarła? ja, stary dziadzie... Ja umrzeć przed tobą?... A toś oszalał, albo twój sen był szalony!...
— Położono cię nogami do drzwi, na dużym stole...
— W imię Ojca i Syna i Ducha... pfe, pfe... zwałował!...
— Na białem prześcieradle, z krzyżykiem w ręku...
— Oszalał!
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/70
Ta strona została przepisana.