żają się do niego... Ich szaty na pół przejrzyste, ich kształty śliczne, okrągłe... Jedna śmiała, wyzywająca, nęci wejrzeniem, uśmiechem i wzniesionem do uścisków ramieniem Druga smutna, zadumana, spuszcza oczy, zdaje się cofać, ale jakaś senna omdlałość całej jej postaci nie zapowiada żadnego oporu.. Święty chwyta za krzyż, w jego twarzy maluje się straszna walka...
— Dziwny przypadek! — rzekł do siebie Jerzy, zatrzymując się przy stole i patrząc na rycinę — właśnie w tej chwili rna przyjść mi przed oczy taki obraz!
I odwrócił się szybko od stołu, a począł się znowu przechadzać.
— Tyle już życia za tobą — szeptała za nim piękna kusicielka — a jeszcze kwiat szczęścia nie zakwitnął dla ciebie! Powiedz, czy byłeś szczęśliwy w twoich szlachetnych pragnieniach! Bóg zapragnie i stanie się, a człowiek stworzony na podobieństwo Boga, ma w sobie tylko pragnienie jego! Na cóż mu to pragnienie, gdy do dzieła nie doprowadzi?... Bądź szczęśliwy, ona cię kocha!...
Jerzy spojrzał na zegarek: było dopiero wpół do ósmej. Wziął kapelusz i wyszedł.
Bohater nasz należał do rzędu owych nieszczęśliwych istot, które burza zbyt wcześnie wyrzuca z gniazd rodzinnych. Dzieci burzy noszą ją w sercu swojem po wszystkich ścieżkach życia i szukają burzy, aby w niej zginąć. Oprócz starego Dębicza nikt nie znał jego prawdziwej rodziny, a imię, które dzisiaj nosił, nie było jego. Młodzieńcem przybył do Poznania, dokończył nauk i poświęcił się literaturze. Kilka pieśni rzewnych, tęsknych, które wyszły w pismach poznańskich, odsłoniły duszę zranioną, bolejącą, co sama jeszcze nic nie straciła, a zastała już wszystko stracone!... Zdawało się, że poeta nie żyje wlasnem swojem życiem, że tak wcześnie zlał się z życiem całego rodu ludzkiego, dla którego już raj był stracony!...
Najmocniej zajmowały go dzieje ojczyste. Im poświęcał cały swój czas, rozpatrując się okiem poety po starych, olbrzymich pomnikach olbrzymiej naszej przeszłości.
Po niejakim czasie ukazał się plon tej cichej pracy. Był to poemacik pod tytułem: «Bolesław Wielki», który rozszerzając granice Polski, mieczem w złotą bramę uderza i w Dnieprze słupy żelazne wbić każe. Przyjęto z oklaskiem ten hołd, oddany przeszłości, a młody poeta tem większym rozgorzał ogniem.
Odtąd znany był Jerzy w całym zakątku ziemi wielkopolskiej. A był to właśnie czas, który mieszkańców tej ziemi więcej zbliżył do siebie, w którym ta ziemia przodkować chciała innym ziemiom polskim, stojąc na czele usiłowań
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/74
Ta strona została przepisana.