Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/76

Ta strona została przepisana.

nim straszna, zacięta walka, niewidzialna dla oka powszedniego, walka dwóch napływających na siebie żywiołów, dwóch oświat, dwóch narodów. W miarę siły jednego i drugiego rośnie i upada ta walka, zbliża się i cofa demarkacyjna linja zwycięztwa. Szeroka przestrzeń kraju czuje wstrząśnienia tej walki zaciętej i dostarcza ofiar do kontyngensu poległych! Kazi się język praojców, obyczaje dawne upadają, giną cnoty domowe i dziedziczne. Z krańców mienia narodowego odrywa się ziemi kawałek po kawałku; nieudolni wnukowie wydają w ręce obcych grobowce ojców swoich, których pomarszczone czoła okazują, że mają sny straszne i okropne!...
Każde gorętsze serce czuje na tych krańcach, że w koło niego bój się toczy, czuje pragnienie walczyć i szuka sobie stosownej broni. Cześć wam, rycerze kresowi! Kilka mogił, kilka pamiątek, zapisanych w sercach waszych braci, kilka starych map, okażą wnukom waszym miejsce, gdzieście walczyli! Wy, gladjatorowie granic narodowych, stoicie dzisiaj śród cyrku narodu i wołacie: «Morituri salutant te
Rozczytując się w dziełach Bolesława Wielkiego, ukochał Jerzy tego bohatera, który polskie granice rozciągnął aż do złotej bramy i Dniepru. A tymczasem za plecyma poety malała coraz więcej ziemia ojczysta, wpadały stare, szlacheckie dworki w ręce fabrykantów i przemysłowców obcych, a kolebka narodu polskiego zagrażała stać się wkrótce jego pierwszą mogiłą!...
Jerzy zasłyszał tę walkę cichą i milczącą. Obejrzał się po kraju i zatrwożył. Trzecia część ziemi polskiej była już w ręku obcych.
Szlachta podupadła, lud zbiedniał, miasta wynarodowiły się. W pięknej, poetycznej duszy Jerzego powstała myśl piękna i bohaterska. Chciał stanąć do szeregu walczących. Oświata ludu zdawała się mu najpierwszą potrzebą do bronienia kresów ziemi rodzinnej.
Jerzy był poetą w życiu. Szczerozłotą poezję chciał wprost w życie przenieść Wszystko to, co kiedykolwiek wyśpiewał, chciał teraz życiem swojem stwierdzić.
Oglądnął się po społeczeństwie, szukając stosownego dla siebie miejsca. Zdawało się mu, że zawód lekarza najlepiej odpowiedziałby jego marzeniom. Bezpośrednie zetknięcie się z ludem i szlachtą, wielostronność stosunków takiego życia, miały dla niego urok poetyczny. Na takiem stanowisku chciał walczyć przeciw prądowi obcej cywilizacji, która wynaradawiając mieszkańców, każąc ich życie i obyczaje, wyrywała im z rąk puścizny ojcowskie.
Były to marzenia młodej, gorącej duszy; był to niewy-