śpiewany poemat życia, który sobie teraz zakreślił młody marzyciel.
Gdyby życie nasze składało się z samych pięknych, szlachetnych myśli, któreby nas najprostszą, drogą do celu zaprowadziły, moglibyśmy każdą powieść zamknąć w kilku słowach, które możnaby pomieścić na kamiennym nagrobku każdego bohatera. Ale życie jest to walka. Idziemy, upadamy i znów podnosimy się, aby na nowo bój rozpocząć. A ta długa, niepewna droga nasza, to powieść życia.
Gorące, namiętne dusze tem więcej podlegają wrażeniom. Wszystko to, co ich w tej drodze spotka, wiąże ich i krępuje, a coby przeszło mimo piersi zwyczajnego człowieka, ich ściska i przygniata, jak węże Laokona. A jeśli w końcu uda się im dojść do celu z rozdartą piersią, z sercem poranionem; jeśli krwawe ślady śmiertelnej walki zostawią na ścieżce żywota; jeźli wreszcie bez sił i bez tchu upadną na wytkniętej mecie: świat nie oceni bynajmniej ich zasług; ich walkę z samym sobą, z namiętnościami gorącej duszy swojej, policzy im za grzechy i zimną, lodową miarą zmierzy przestrzeń drogi, którą ubiegli śród mąk piekielnych...
Jerzy wybiegł za bramę Dąbczyna. Chłodny wiatr owiał mu gorące skronie. Przed jego oczami stał nieszczęsny obraz Herbsthofera i przypominał mu własne jego dzieje.
— Ona cię kocha — szeptała za nim piękna kusicielka — kilka chwil szczęścia wystarczy ci na całe życie!
Jerzy obejrzał się, jakby chciał ujrzeć widmo, które za nim pędziło... A za nim już w mroku wieczornym czerniły się mury Dąbczyna; zamkowa wieża malowała się na majowem niebie jak czarny słup graniczny, a w kilku oknach błyszczało już światło.
Miasteczko Dąbczyn leżało na samym krańcu ziemi wielkopolskiej. Od niepamiętnych czasów było ono w posiadaniu rodziny, której potomek dzisiaj ją dzierży. Trudno o pewną datę do historji tego domu. Można tylko to powiedzieć, że Dąbczyn był niegdyś warownym grodem granicznym i że w wieku trzynastym zanotowany jest Jarost z Dąbczyna jako kasztelan tego rodu. Później ustały kasztelanje zamków i grodów, a Dąbczyńocy piszą się po prostu z Dąbczyna. Ponieważ zaś Dąbczyn cum attinentiis z dawnej tradycji zwie się «margrabczyzna», jako ziemia, należąca niegdyś pogranicznemu niemieckiemu markgrafowi, którą oręż Bolesławów do Polski wcielił, toż dziedzice Dąbczyna poczęli się później nazywać margrabiami. Wiadomo jednak, że podług przepisów rzeczypospolitej nie wolno było szlachcie polskiej nosić tytułów zagranicznych, a chociaż coś z nich per usum na niektóre rodziny milczeniem przeszło, to tytuł margrabiego,
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/77
Ta strona została przepisana.