Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/84

Ta strona została przepisana.

— Właśnie możesz tego złożyć próbę. Dąbczyn nie jest wprawdzie ani za światem, ani nie jesteśmy tu bez ludzi, lecz jest zawsze ustronie, w którem będziemy musieli na długi czas zamieszkać.
— Ach, co mówisz Achilu! W Dąbczynie długi czas zamieszkać!
— Tak jest.
— Ach to śmierć!
— Umrzemy oboje!
— Co ty mówisz!
— Mówię rzeczy bardzo romantyczne.
— To być nie może... to być nie może... w Dąbczynie długi czas mieszkać!
— Nie mamy innego wyboru.
— Wszak mówiłeś mi, że tylko lato tutaj przepędzimy.
— Boś nie miała wcale ochoty jechać tutaj.
Margrabina spojrzała z wyrzutem na męża. Dwie łzy zakręciły się w jej oczach.
— Tyś mnie oszukał, Achilu! — rzekła.
— Spodziewałem się, że mi przebaczysz, Hermino! Margrabina przyłożyła rękę do czoła, milczała chwilę a zwracając się nagle do męża, ścisnęła go za rękę i rzekła.
— Przebaczam ci, jak zawsze tak i teraz, bo słaba kobieta tylko przebaczać może.
— A więc teraz «en ami» możemy pomówić między sobą o różnych interesach.
Rzekłszy to margrabia, oglądnął się za krzesłem, a przysunąwszy je do krzesła żony, usiadł na niem i tek rzecz zaczął:
— Dostałem dzisiaj listy od Warnera. Są one dla nas smutne, bardzo smutne.
— Jakto, czy kto umarł?
— Pisze mi właśnie, że długów naszych na żaden sposób umorzyć nie może — odpowiedział margrabia z dowcipnym uśmiechem na twarzy.
— I cóż ztąd? — zapytała z nieukontentowaniem Hermina.
— Nic ztąd — odpowiedział margrabia. — Czy będą długi, czy nie będzie długów, Dąbczyńscy zawsze będą tem, czem byli.
Rzekłszy to, wyciągnął nogi, odziane w popielate pantalony, i począł im się z upodobaniem przypatrywać. Szukał on zapewne owej pięty achilesowej, a nie znalazłszy jej, uśmiechnął się i rzekł:
— Długi nam wcale nie szkodzą, moja droga.
— I ja tak myślę.
— Ale jest jedna nieprzyjemna strona takiego stanu rzeczy.