Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/85

Ta strona została przepisana.

— A ta —
— A ta jest, że długów już więcej robić nie można.
— A to dla czego nie?
— Dla tego, że kupcy i lichwiarze wcale inną miarą nas mierzą, jaką my sami siebie mierzymy. U nas złoty kołnierz, złota rękojeść u szpady, srebra stołowe, konie, zamek, etc., wszystko to jest tylko ozdobą naszej osoby. U nich nasza osoba nic a nic nie znaczy. Oni nasz złoty kołnierz, naszą szpadę, srebra i zamek zamieniają na wartość złota i według tej wartości mierzą nas.
— Pospólstwo!
— Tak samo, jakby wartość obrazu Rafaela chcieli oceniać według złotych ram jego!
— Ciemnota!
— Tak jest, ale cóż z nimi poradzisz? Oni siedzą na swoich workach i mówią, że nie dadzą!
— Wszak dobra nasze —
— Mówią że przedłużone.
Margrabina spuściła głowę i zamyśliła się. Margrabia wstał z krzesła, a przechadzając się po komnacie, spoglądał z pod oka na nieszczęśliwego Samsona.
— I nie ma na to jakiego sposobu, aby tych ludzi przekonać? — ozwała się margrabina.
— To są ludzie nadzwyczaj uparci, moja droga — odparł krótko małżonek.
— I cóż ja ci w tem poradzę, kochany Achilu! — rzekła margrabina, wstając z fotelu i kładąc białą rączkę na ramieniu małżonka — cóż ja, słaba kobieta, mogę w tem poradzić, która tylko ma serce, aby kochać i cierpieć!
— Właśnie od ciebie, kochana Mińciu, wszystko teraz zależy.
— Jakto?
— Dziś, jutro, przyjedzie do nas hrabia Leon.
— A wiem już, wiem! — krzyknęła margrabina, klaszcząc w dłonie i biegając po pokoju jak małe dziecię.
— I cóż wiesz? — zapytał zdziwiony margrabia.
— Otóż przeczułam sercem wszystko... Widzisz, mój drogi, wszystko przeczułam kochającem sercem, odgadłam twoje myśli, twoje życzenia... Widzisz, jak ja cię kocham!
— Cóż odgadłaś?
— Ze ty myślisz o hrabi Leonie, czyby nie mógł być mężem Janiny.
— Niech cię ucałuję, droga Mińciu!... Ale trzeba Janinę na to przygotować.
— O wszystkiem myślałam, o wszystkiem, a nawet już w tym celu byłam dzisiaj w Czarnowodach!