Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/9

Ta strona została uwierzytelniona.
CZĘŚĆ PIERWSZA.
I.

Mieszkańcy Radziejewa mieli dzisiaj noc bezsenną. Jędrzej Maciejaszek, najrozumniejszy chłop w całej osadzie, widział na własne oczy dziwne rzeczy.
— I jakże to było? — pytał po raz dwudziesty Marek Paliwoda, największy niedowiarek i farmazon.
— A jużci nie inaczej, jak mówiłem — odpowiadał po raz dwudziesty Maciejaszek.
— I poszło prostą drogą do młyna?
— Jakby strzelił.
— Święty Boże!... a w browarze?
— Świeci się jeszcze, a ten czarny pan chodzi po izbie i czegoś ręce łamie.
— To coś na złe wróży.
— Patrzy na wojnę.
— Może zaraza morowa...
— A najprędzej, że nowe podatki nałożą — zakonkludował Marek Paliwoda, niespokojny duch gromady.
— Wam bo tylko lutry w głowie!
— Wszak sami mówicie — odburknął Paliwoda — że djabeł, który niósł młynarza, był kubek w kubek podobny...
Maciejaszek splunął trzy razy i przeżegnał się, a Paliwoda zaproponował swemu sąsiadowi, aby z nim udał się do młyna i tam na miejscu przekonał się, że ani djabła, ani mielnika w młynie nie ma.
Oburzyła się na to cała gromada Radziejewa, a farmazon Paliwoda musiał chyłkiem do domu uciekać, aby za swoją protestację przeciw tradycyjnej wierze ludowej kilka szturkańców nie oberwać. Pozostali włościanie uwolniwszy się