— A jeźli go znajdę?
— Jeźli go znajdziesz, przedewszystkiem nie trzeba się mu narzucać. Nie zaszkodzi wcale, jeźli na pozór będziesz trochę obojętną, a nawet zdawać się będziesz jego względy odrzucać.
— To sobie pójdzie z Panem Bogiem, a ja wraz z moją dyplomacją zostanę na lodzie — wtrąciła kapryśna jedynaczka, ocierając resztki łez.
— Tylko struny nie trzeba przeciągać — rzekła matka z miną wytrawnego dyplomaty — bo pęknie. A jeźliby on zrazu był obojętny, to w takim razie możesz pierwsza uczynić niektóre kroki zaczepne; ale gdy obaczysz, że on idzie za tobą, wtedy natychmiast musisz zmienić rolę i być dla niego zimną, obojętną. Bo gdy mężczyzna raz jest w zapędzie, to upór z twojej strony tem większą dla ciebie wzbudza w nim miłość. To miej sobie za regułę: Mężczyzna powinien sobie zdobyć ciebie; tyś powinna zejść do niego z swego tronu, zejść na jego usilne prośby i starania, bo tylko wtedy będziesz panią jego serca. A jeźli kobieta sama, zaślepiona szaloną miłością, mężczyznę zdobywa, to on jej nigdy cenić nie będzie. Ona będzie wtedy u niego wierną, przywiązaną, a nawet wygodną służebnicą — ale on jej kochać nie będzie jako królowę swego życia.
Janina pochyliła na piersi piękną, zamyśloną główkę i zadumała się. Z macierzyńską roskoszą patrzała margrabina na tę piękną, smukłą postać, na przecudne białe ramiona, które za każdem wezbraniem piersi zaokrąglały się do kształtu kuli.
Śród tej dla jej serca tak miłej kontemplacji wszedł służący, oznajmując, że herbata gotowa i że doktor Jerzy już czeka w salonie.
— Pójdźmy, mamo! — rzekła Janina, zrywając się szybko z kanapki i biorąc matkę za rękę.
— Jest tam Terenia — odparła margrabina.
— Pójdźmy! — przerwała córka, a twarz jej przybrała wyraz namiętnej niecierpliwości.
— Gdybym wiedziała, że ci będzie lepiej do wieczora, nie byłabym go prosiła... a tak —
— Spieszmy się, mamo! Terenia nie da sobie rady.
— Nie lubię towarzystwa ludzi, którzy nie należą do naszego koła. Z nimi tak trudna konwersacja. Nie wiedzieć, o czem mówić.
— Przecież pan Jerzy tyle ma wykształcenia...
— To prawda... Ale to zawsze żenuje mnie i fatyguje —
Tymczasem z wazonka, stojącego przy oknie, zerwała Janina piękną, rozkwitłą różę, a umocowawszy ją na piersi,
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/93
Ta strona została przepisana.