Proces ten formowania się większości nie odbywał się jednak bez walki lepszych żywiołów. Zaciętą, bezprzykładną, godną homerowskich bohaterów była ta walka, walka tragiczna, która tylko tem zwyciężyła, że dalekim pokoleniom zostawiła przykład, jak się ma umierać, aby się znowu kiedyś odrodzić!...
Walka ta, wewnątrz sejmu, była przedsięwzięta jako walka stronnictw.
W parlamentarnem życiu narodów takie walki stronnictw odgrywają wielką rolę.
Otóż odrysujmy jedno takie stronnictwo.
Ciemne, starożytne komnaty przystrojono na przedzie dywanami i makatami. Wilgotne ściany zasłoniono rogożą, drzwi i okna ubrano w jaskrawe firanki.
Nizki, w szpakowatej peruce mężczyzna, chodził od kilku godzin tam i napowrót, patrząc od czasu do czasu na duży zegarek, który ulokowany był w długiej weście poniżej bioder.
Twarz tego człowieka była nadzwyczaj ożywioną. Grały na niej jakieś gorące namiętności, jak to nawet z niespokojnego chodu można było wnosić. Oczy jego zamykały i otwierały się bardzo często, jakby tym sposobem pomagały tłoczącym się w głowie myślom.
Po niejakim czasie zaczęli się schodzić oczekiwani goście.
Byli to po większej części posłowie sejmowi.
Gospodarz, IM pan Miączyński poseł lubelski, przyjmował ich gościnnie w swoich ciasnych komnatach. Tak zwani przyjaciele polityczni ściskali rękę wy-