Komnata była zastawiona sprzętami z ciemnego mahoniu, z rzeźbami pięknemi; ciężkie kanapy i krzesła poręczowe pokrywał aksamit utrechtski zielonego koloru. Gobeliny zdobiły ściany, marmury, złoto i wielkie zwierciadła. Bogaty dywan perski mozaikową zaścielał posadzkę.
Wprost drzwi głównych, po nad kanapą szerokich rozmiarów, wisiał wielki obraz, złotogłowiem zasłonięty.
Szambelan przystąpił do okna i wyjrzał na dziedziniec, jak gdyby wyglądał kogoś.
Słońce przedzachodnie jaskrawem światłem daleko sięgające, zielone pozłociło niwy. Od zachodu zwolna czarna, gęsta nadciągała chmura, a łamiąc promienie pożegnawcze gwiazdy dziennej, rumianego dodawała im błyskotu.
Szambelan odwrócił się od okna, stanął przy stoliku i jakieś przerzucał papiery.
Zadźwiękła na bruku podkowa. Wyjrzał: młodzian na wronym koniu przemknął przez dziedziniec i w ciemnej zniknął bramie. Szambelan ramionami ruszył — „Waryat!“ głosem wyrzucił stłumionym, i grube, sinawe usta ściągnęły się znowu.
Rzucił się na krzesło poręczowe i chmurne czoło wsparł dłonią. W tej chwili zaturkotało. Porwał się. Przed zamkiem czworokonna stanęła kolasa.
„A!“ zawołał i ku drzwiom pobiegł.
Służba otworzyła podwoje i wszedł mężczyzna lat średnich, w mundurze pułkownika rosyjskiego: wysoki, barczysty, ciemnej twarzy, z nosem zadartym a grubym.
Strona:Zacharjasiewicz - Poseł-męczennik, Wilkońska - Sto lat dobiega.djvu/56
Ta strona została uwierzytelniona.
52
Towarzystwo imienia Stanisława Staszica.