Obok klęczał zakonnik z siwą brodą. A w koło panny respektowe, dwie starsze niewiasty i wiejska dzieweczka.
Na stole w kilkuramiennym świeczniku srebrnym jarzące paliło się światło.
Jerzy przykląkł na stronie. Zakonnik czytał:
»Gwiazdo zaranna!
Uzdrowienie chorych!
Ucieczko grzeszników!
Pocieszycielko strapionych!
Wspomożenie wiernych!
Królowo męczenników!
Królowo polskiej korony!«
„Módl się za nami!“ powtarzali wszyscy w około. Powtarzał i Jerzy — a po młodem jego licu dwie łzy grube spłynęły.
Sędziwa kasztelanowa złożone dłonie przyciskała do piersi i z głębi duszy wołaniu przyciszonym wtórowała głosem.
„Pod Twoją obronę.......“ nastąpiła modlitwa.
Uroczysta cisza przez chwilę zaległa, jak gdyby dla skupienia ducha obecnych. Poczem sędziwa pani srebrny poruszyła dzwonek.
Panny i służebne niewiasty powstały i wyszły. Pozostał się tylko młodzian i zakonnik.
— Jerzy! przywołała go babka.
— Babko moja najdroższa! młody u stóp jej klęknął. Położyła mu rękę na głowie.
— Coś strasznego zaszło... nieprawdaż? zapytała głosem stłumionym — mówił mi ksiądz Prokop. Był tu pułkownik, prawa ręka Repnina i Stackelberga...