Strona:Zacharjasiewicz - Poseł-męczennik, Wilkońska - Sto lat dobiega.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.
68
Towarzystwo imienia Stanisława Staszica.

— Ale Hanio moja — młody posmutniał bardzo — muszę z tobą pomówić, a strasznie mi ciężko, siostrzyczko! złożył dłonie, oczy łzą nabiegły chłopięcą, a głos stał się miękkim, jak żałośny ton lutni. — Hanio! siostro moja! Jerzy nie dla ciebie! domówił głucho, stłumionym głosem.
— Przeczuwam... — odszepnęło dziewczę, blade jak tarniny kwiatek.
— Syn adoptowany szambelana, zdrajcy, potępieńca, szatana Polski w służbie carycy, twoim nie może być mężem!
— Bodziu! Jerzy szlachetny, prawy syn kraju, gorąco Rzeczpospolitę miłuje!
— Toćże i jam go pokochał jak brata! Ale niechaj porzuci stryja, odstępcę zdradnego i jego złociste komnaty! Niechaj się wyrzecze krwi potępionej i całkiem stanie się naszym! Wtedy, o wtedy i ojciec nasz swoje otworzy mu ramiona. Lecz on tego nie uczyni.
— Tłómaczy go przywiązanie do babki — wymówiła Hanna głosem dosłyszanym zaledwo.
— Babka jego! Kasztelanowa niewiasta szlachetna, matrona polska. Ale cóż ona w obec zdrajcy — syna znaczy? Jerzy winien zrobić rozbrat z wszelką czułością rodzinną... bo ta go zawiedzie w przepaść potępienia i ohydy... Hanio! Moja Hanio! — Bogdan przykląkł i ujął jej ręce — Hanio moja, wyprzej ze swojego serca Jerzego! On stryja nie porzuci... i sam... och, domówić nie mogę, bo go kocham zawsze, bo i ty kochasz go biedna! Lecz potrzeba serce zakrwawić — a będzie to dla Polski ofiarą! Hanio, ty nie chciałabyś nigdy dwulicowego mieć męża, barwy dwuznacznej...