Strona:Zacharjasiewicz - Poseł-męczennik, Wilkońska - Sto lat dobiega.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.
70
Towarzystwo imienia Stanisława Staszica.

Wiek młody i męzki sterał na usługach kraju i wielokrotnie krew zań przelewał. Po Bogu kochał najwyżej Ojczyznę, a potem dzieci swoje. Honor był dlań godłem świętem i gwiazdą przewodnią. Chętnie każdemu udzielił gościny i przytułku. Dla służby i chłopów ojcem był raczej.
Przy drugiem oknie wiązał nową siatkę na ryby pan porucznik, rówieśnik chorążego, towarzysz broni, przyjaciel i stały jego domownik. Starzec dziś już zgrzybiały, nie lat liczbą, ale wycieńczony ranami i różnym trudem bojowym. Los straszny walecznego Sawy, którego kochał jak brata, a wielbił jak bohatyra i gorliwego syna Ojczyzny, zbyt srogie na umyśle jego wywarł wrażenie. Gdyby dzielny ten konfederat był skonał na pobojowisku, zmówiłby zań paciorek i łzę otarł z powieki. Ale z urwaną nogą, kulą armatnią, zdradzony przez felczera — Żyda z Działdowa — i wydany w ręce Moskali... gdzie umarł męczeńsko — obraz ten okropny stępił mu zmysły do reszty i duszę przybił na zawsze.
Cisza zaległa w komnacie, bo każda z trzech osób znać własnemi była zajęta myślami.
W tem zwolna drzwi otworzono i w szedł trzeci starzec w sutannie czarnej. Trzymał list w drżącem ręku. Wyraz twarzy chudej, pomarszczonej, jawił pomięszanie i boleść.
— Proboszczu kochany, dzień dobry! wymówił chorąży, wyciągając ku niemu rękę — ale, Chryste! cóż się stało? Czytam na licu twojem nieszczęście...
— Nieszczęście! Wielkie nieszczęście! odrzekł starzec, drżąc cały.