Strona:Zacharjasiewicz - Poseł-męczennik, Wilkońska - Sto lat dobiega.djvu/82

Ta strona została uwierzytelniona.
78
Towarzystwo imienia Stanisława Staszica.

— Precz! odepchnął biedną — Katarzyna! wszetecznica... Precz! targnął za włosy. — Precz! ryknął przeraźliwie i zadrżał, jakby dreszczem febry przeszyty. Wolność! zgrzytnął zębami — Wiara! Sprawiedliwość! zaśmiał się chichotem straszliwym. — Wolność! rzucił się ku drzwiom i wybiegł.
Jerzy poskoczył za nim, proboszcz i nieruchomy dotąd porucznik.
Z poza okna posłyszano jeszcze odgłos okropnego śmiechu.
Chorąży porwał się, chciał pobiedz także, podjął szczudła. Hanna w pół go objęła.
— Oszalał!... Oszalał z rozpaczy! Oszalał! — powtarzał nieszczęśliwy ojciec.
— Mój ojcze! Ojczuszku! błagała córka pobladła.
Rozległ się nagle huk niedaleki wystrzału. Ojciec na wpół omdlały na siedzenie upadł.
— Mój chłopiec! Mój syn! — porwał się bezsilny. Mój Bogdan! Moje dziecko! jęknął w boleści najsroższej. Usiłował powstać i upadł z niemocy.
Hanna do widma podobna, kolana jego objęła.
— Mój chłopiec!... Mój kochanek! jęczał w objęciu córki.
Zwolna wszedł kapłan do komnaty, poważny i blady.
— Mój chłopiec!... Mój jedynak!... Oddajcie mi syna mojego! rzucał się nieszczęśliwy starzec.
— Biedny ojcze, poddaj się woli Bożej! wymówił proboszcz głosem drżącym.
— Mój Bogdan!... Syn mój jedyny! Pociecha moja! starzec płaczem ryknął.