Strona:Zacharyasiewicz - „Moje szczęście”.djvu/70

Ta strona została przepisana.

tak zwane cele publiczne. Jest to mania, która coraz więcéj grasuje w naszym kraju. Z krzywdą krewnych rzuca się mienie na cele niepewne, które nawet, pod niewłaściwym zarządem, przemieniają się w klęskę publiczną. Odgrywa tu rolę próżność ludzka, która tylko pewnéj liczbie próżniaków korzyść przynosi, albo ich na niewłaściwe tory popycha.
Słowa znakomitego prawnika sprawiły na mnie przykre wrażenie, bo po raz piérwszy widziałam dobroczynność w takiém oświetleniu.
Nie miałam czasu bliżéj się nad tém zastanawiać, bo znakomity obrońca prawnych sukcesorów prawił daléj po krótkiéj przerwie:
— Otóż ś. p. Krzysztof, jak sam wszystkim ogłosił, miał całe mienie swoje zapisać na dom pracy dla biednych, ale po jego śmierci, prócz niezdarnego szkicu takiego projektu, nie mającego żadnéj cechy dokumentu, takiego zapisu nie znaleziono. Przeto należy się ś. p. Krzysztofa uważać za zmarłego bez testamentu, po którym należy spadek najbliższemu krewnemu. A takim jedynym spadkobiercą jest ojciec pani!
Ojciec podrzucił głowę do góry i wspaniałym krokiem przeszedł się po pokoju. Nawet głuchoniemy byłby poznał, że to szczęśliwy spadkobierca, który nagle posiadał choćby milion!
Co do mnie, zrazu doznałam nieprzyjemnego uczucia. Zdjęła mnie jakaś obawa przed tém, co usłyszałam. Zkąd ta obawa pochodziła, nie umiałam zdać