Strona:Zacharyasiewicz - Nieboszczyk w kłopotach.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.
10
Jan Zacharyasiewicz.

a jak widzicie, nie przychodzimy z próżnemi rękami — przychodzimy „z pocztą.“
Płatnerz spojrzał na wino i marcepany.
— U biedniejszych jest zwyczaj, że „pocztą“ zapraszają się na ucztę — mnie zaś Bóg poszczęścił, że mam za co gości moich przyjąć.
„Pocztą“ nazywano podarunki czy to w trunkach czy potrawach, które do rodziców panny młodej posyłali ci, którzy chcieli być na weselu.
— Jeżeli więc ochota — prawił dalej płatnerz — to proszę wejść w moje progi, ale bez tych dodatków, które dobre są na stołach gospodnich, ale nieprzyzwoicie w domu mieszczanina.
Targowano się jeszcze czas niejaki, czy wino i marcepany zostawić za progiem, czy razem z niemi wrócić do gospody i tam pohulać. Podczas tego targu zręczniejsi powkładali flasze i marcepany do kieszeni a służbę napozór odprawili do domu.
Weszli potem wszyscy do izby weselnej, a nadobne mieszczanki aż pokraśniały z radości, że tylu młodych chłopców wstawiło się do tańca.
Hulano więc bez miłosierdzia. Płatnerz stawiał na stole gąsior po gąsiorze i rad był gościom swoim. Opowiadał, że mu najbliższym