Strona:Zacharyasiewicz - Nieboszczyk w kłopotach.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.
20
Jan Zacharyasiewicz.

Co kniaź Boćwina miał do niego, nie mógł zrozumieć. Dopiero spotkawszy jednego z bandy swojej, dowiedział się o wszystkiem.
Kniaź Boćwina przybył był z głębokiej Litwy do stolicy wraz ze swoją magnifiką, aby się trochę na wielkim świecie pokręcić. Prawdę mówiąc, wymogła to na nim małżonka, która chciała widzieć to na własne oczy, co o stolicy mówiono. Kniaź był bogaty i można było wraz z innymi trochę sobie pohulać.
Przy hulance przychodzą różne rzeczy do głowy. Litwinka wiedziała, że kobiety w stolicy nietylko się ładnie stroją, nietylko chodzą po bankietach i tam tańczą, ale nawet często... szaleją. Mają kochanków, opuszczają mężów — choćby na czas niedługi — a opinia zapisuje to jako tryumfy.
I ona zapragnęła trochę poszaleć. Chęć się znalazła, rosła nawet z każdym dniem, ale warunków nie było po temu. Była brzydka i nie bardzo młoda. Miała nos haczykowaty, usta wąskie od ucha do ucha, zęby przerzedzone i oczy zawsze podbite. Chuda była i wysoka, a że przy żółtej cerze lubiła nosić białe suknie, nazywano ją „białą kniahinią.“ Jaki taki uciekał przed nią, tembardziej wtedy, gdy się do niego mizdrzyć chciała.
Wiedziała o tem kniahini, a nie mogąc olśniewać wdziękiem, chciała błyszczeć klejno-