mógł być pewny swego, że potrzebuje tylko ostatnie słowo wymówić.
Pewnego dnia, gdy srebrnym głosikiem odśpiewała piosenkę o Dorydzie, w czem JPan Tymoteusz jej dopomagał akordami na klawikordzie — wyszli oboje do drugiego pokoju, w którym w tej chwili nie było nikogo. Ojciec definitor kreślił właśnie palcem na stole rozmiary przyszłego kościoła pod wezwaniem św. Michała, pogromcy złego, a babunia ze starościną pilnie się temu przypatrywały.
Jagusia przeczuwała co się święci. Przygotowała się na prędce do roli, w której JPan Tymoteusz jej jeszcze nie widział.
— Chcę z panną Agatą o czemś pomówić — ozwał się pan Tymoteusz, strojąc minę niezwyciężonego.
— Zapewne coś o stolicy — zawołała z ożywieniem Jagusia.
— Tym razem tylko o pannie Agacie i o sobie.
— O mnie? Cóż może być w tem ciekawego?
— Dla mnie nietylko ciekawie, ale także bardzo ważne!
— Wcale temu nie wierzę!
— Dałaś mi panna Agata dowody, że możesz uwierzyć.
— W co?
Strona:Zacharyasiewicz - Nieboszczyk w kłopotach.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.
32
Jan Zacharyasiewicz.