gą, obcych nie przypuścimy. W nocy posilisz się między nami, a nad ranem będziesz znowu nieboszczykiem. Wyprawimy ci nawet nabożeństwo a księdza definitora zaprosimy na egzortę!...
Wszystkim podobała się ta myśl. Awantura nielada.
JPan Tymoteusz długo myślał nad tym planem. Uśmiechał się do siebie i pocierał czuba. Widział przed katafalkiem klęczącą Jagusię z rozpuszczonymi włosami, wołającą: kocham, kocham cię, mój Tymciu!
Cóżby to była za rozkosz dla niego! On podniósłby wtedy głowę z śmiertelnej poduszki i rzekłby do niej: „Widzisz Jagusiu, że dotrzymuję słowa! Pan Bóg pozwolił mi wrócić na ziemię, bo taka miłość warta, aby dla niej zejść znowu na padół płaczu!...“
Takie myśli roiły się teraz po głowie pana Tymoteusza. Wziął kielich do rąk i zawołał głosem doniosłym:
— Zacni przyjaciele! A może dzisiaj ostatni dzień mego żywota — a gdy słońce jutro zejdzie, będę nieboszczykiem! A więc będę nieboszczykiem, a waszem staraniem będzie, abym się w trumnie nie nudził. Przedewszystkiem czuwajcie, abym od czasu do czasu mógł się zakropić rosą niebieską, i aby nabożeństwo nie bardzo długo trwało!... A więc na cześć wesołego alleluja!
Strona:Zacharyasiewicz - Nieboszczyk w kłopotach.djvu/37
Ta strona została uwierzytelniona.
37
Nieboszczyk w kłopotach.