Strona:Zacharyasiewicz - Nieboszczyk w kłopotach.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.
52
Jan Zacharyasiewicz.

do ręki, to podli podchlebcy, których zwałeś przyjaciółmi, otoczyli cię i wmawiali w ciebie, żeś rozumny, zacny, żeś wielki!... A jakaż to była zacność twoja i ten twój rozum? Czy to było zacne, żeś zwodził zwiedzione już stokroć lafiryndy stołeczne, myśląc, że jesteś niepospolitym zwycięscą?... Czy to było rozumne, że napadałeś pracowitych mieszczan, za co przez cały tydzień siedziałeś jak aresztant w kałauzie, zamknięty w piwnicy na Zapiecku?...
Nieboszczyk chciał się teraz zerwać z trumny i lichtarzem palnąć kaznodzieję, ale przez wąską szparkę powieki ujrzał bladą twarz Jagusi, która rzewnie płakała.
— Masz, babo, dyable redutę — pomyślał teraz nieboszczyk, — a tom dał sobie! Klecha wygaduje niestworzone rzeczy, a Jagusia słucha!
Brakło mu odwagi i musiał słuchać dalej:
...— I rzecze dalej Pan Bóg do św. pamięci Tymoteusza: Tymciu, synu mój marnotrawny! Przyznam się, że polubiłem cię więcej od innych. Dałem ci urodę, majątek, nazwisko niepoślednie, znane w dziejach Rzeczypospolitej! Cóżeś z tem zrobił? Oto zmarnotrawiłeś wszystko!... Jakżeby było inaczej wyglądało, gdyby twoi bracia, zdejmując przed tobą czapkę mówili do ciebie: oto nasz zacny ziomek, kochamy go wszyscy, bo nie żył tylko dla siebie, ale dla bliźnich, dla sprawy publicznej,