Strona:Zacharyasiewicz - Nieboszczyk w kłopotach.djvu/8

Ta strona została uwierzytelniona.
8
Jan Zacharyasiewicz.

gości za stół, a młode mieszczanki zerkały jaśniejszem okiem na szykowną młodzież. Tany poszły raźniej niżeli z czeladzią ciężkiej pracy i nic dziwnego, że przy winie i ładnych wąsikach, młode serduszka popadły w jakąś konfuzyą dotąd niebywałą. A koniec tej konfuzyi był taki, że przy pewnej zawiłej figurze w tańcu, w której przez wszystkie izby i kurytarze przechodzono, ulotnili się goście wraz z tanecznicami, między któremi najczęściej były druchny i panna młoda. Wtedy rozpoczynała się istna awantura. Pozostali z panem młodym na czele ruszyli w pogoń. Pogoń nie zawsze się udała. Porwane bowiem Sabinki wsadzano przemocą na stojące przed domem podwody i ruszano cwałem do umówionej naprzód gospody, gdzie dopiero rozpoczęła się zabawa na piękne, bez rodziny i bez pana młodego. Czasami dopędzono wesołych Rzymian, a wtedy rozstrzygały pięście i kije, jeżeli szlachetniejszej broni nie było pod ręką.
Wydarzyło się, że pewnego wieczora miało się odbyć wesele na Zapiecku u pewnego mieszczanina, który z zawodu był płatnerzem. Zgromadził się tam cały cech płatnerzy z żonami i córkami. A trzeba wiedzieć, że płatnerz stał już blisko szlachcica, bo robiąc broń dla niego, był z nim w bliższych stosunkach. Wykowując szablę, umiał także jej zażyć, bo ina-