Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/105

Ta strona została przepisana.

psuła mi blasku tego pogodnego słońca, przed którem w téj chwili uklękam!...
Mimo téj tak widocznéj deklaracji, uczuła Marya gwałtowne drżenie serca, bo nie miała powodu słowom pana Kryspina nie wierzyć. Jéj sytuacja była jasna, pan Kryspin widocznie wiedział o niéj, i jakiż więc mógłby mieć powód mówienia tych słów na wiatr, jeżeli te słowa obowiązywać go musiały? Czyż tak piękne uczucie nie wymaga już samo przez się wzajemności?
Ciotunia rozczuliła się tak szlachetném sercem pana, Kryspina, zapłakała, a ucałowawszy go w głowę rzekła do niego:
— Zacny panie Kryspinie! Szlachetne twoje serce wyciska mi łzy z oczu. W nieszczęściu naszém jesteś dla nas ową gwiazdą, która śród burzy zwiastuje nam niedaleką pogodę. Niech cię Bóg za to wynagrodzi takiém szczęściem, na jakieś sobie zasłużył! Już w tych dniach domyślałam się twego postanowienia. Pisałam w tym względzie do mego brata i spodziewam się dziś jutro od niego pełnomocnictwa co do Maryi. Mogę jednak z czystém sumieniem je uprzedzić i w téj chwili imieniem ojca pobłogosławić was!
Pan Kryspin rozczulił się na prawdę. Okrył gorącą rączkę Maryi pocałunkami i wstał — bohaterem, bo zdawało mu się, że odniósł wielkie, niespodziewane nawet zwycięztwo!...
Zwycięztwo pana Kryspina było wprawdzie wielkie, bo Marya warta była zwycięztwa, ale nie było ono tego rodzaju, o jakiém marzył teraz pan Kryspin.