sto nawet niezasłużonym wielkie łaski wyświadcza!... Na obiad pośpieszę, a tymczasem, nim na inną odpowiedź stać mnie będzie, serdecznie za okazany mi afekt dziękuję. Dzień ten będzie pamiętny w życiu mojém.
Po księciu i marszałku cisnęli się do szczęśliwego Kryspina ci wszyscy, u których te dwie wybitne postacie powiatowe wyrocznią były. Jaki taki ściskał i całował się z panem Kryspinem, chociaż dawniéj i patrzeć nie chciał na chudeusza!
— To wszystko robi moje bogate ożenienie się — mówił do siebie w duchu pan Kryspin i głaskał swoje szczęśliwe bakenbardy — to wszystko robią miljony! Miło jest przecież z niemi!...
I któż był w téj chwili szczęśliwszym od pana Kryspina?
Za kilka godzin dobrane towarzystwo siedziało u marszałka za stołem.
Pan Kryspin siedział między panią marszałkową a swoją narzeczoną.
Marya wyglądała bardzo pięknie. Twarz jéj była trochę blada, jak zwykle po każdém większém wzruszeniu, oczy zato gorzały jakimś dziwnym ogniem bengalskim.
Pani marszałkowa rozmawiała z uśmiechem z panem Kryspinem, a często powiedziała jakie słodkie słówko Maryi, która się wtedy rumieniła.
Książe Jerzy siedział naprzeciw pana Kryspina i całą swoję uwagę poświęcał nadobnéj parze. Rozmawiał, żartował i cały swój książęcy splendor na nich przelał.
Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/109
Ta strona została przepisana.