Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/144

Ta strona została przepisana.

— Ale powiedzcie mi moi kochani — ozwał się Kapistran po niejakim czasie — jakim sposobem to się dzieje, że tu na drugim świecie wszyscy mówią po polsku? Nie byłoby zresztą nic tak dziwnego, bo jeden z naszych uczonych dowodził mospanie, że Adam i Ewa po polsku w raju rozmawiali... ale mając na względzie uroszczenia różnych innych narodów...
Rozśmiał się Cezar i odparł:
— Nie tylko ty jeden w ten błąd popadasz, ale prawie wszyscy twoi ziomkowie tak sądzą, a jeden z nich, to nawet nie dał sobie tego wytłomaczyć... My tutaj po polsku nie rozmawiamy, ale mamy jeden język powszechny, język duchów, który w uchu każdego nieboszczyka urabia się tak, jakby był jego własnym językiem. Są to tylko zasadnicze dźwięki mowy ludzkiéj i nic więcéj — a każdy naród słyszy w nich dźwięki swojéj własnéj, ojczystéj mowy. Nad takim jeneralnym językiem pracowali już na ziemi ludzie uczeni, a nawet Kan suszył sobie nad tém głowę — nie doprowadził jednak nikt do tego.
— Aha! — zawołał Kapistran i zamyślił się nad uczonemi słowami Cezara.
— A teraz rozdam karty — ozwał się znowu Cezar, i zaczniemy.
Cezar rozdał karty, a Napoleon I, III i Kapistran zaczęli grać.
— Siedm pik! — zawołał Kapistran.
— Pomagam! — odrzekł Napoleon I.
— Contra! — krzyknął Napoleon III.
I rozpoczęła się gra ciekawa.