Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/161

Ta strona została przepisana.

podobne rzeczy mogły się zrodzić w głowie ośmnastoletniéj dziewczynki!
— Mój Boże — mawiał skrycie do siebie pan Marcin — musi to tam bardzo źłe dziać się na świecie, jeźli tak młodym dziewczętom takie myśli i sny do głowy przychodzą.
A otworzywszy księgę św. pisma, do któréj dołączone było na końcu zburzenie Jerozolimy opisane przez Józefa Żydowina, czytał głośno ku zbudowaniu zasmuconéj duszy swojéj:
„...I były znaki na niebie i na ziemi...”
Doczytawszy jednak do końca i przekonawszy się, że we wszystkiém, co się tu dzieje, widny jest palec boży, uspokoił się pan Marcin i wszystkie swoje smutki ofiarował św. Antoniemu, opiekunowi dobrego sumienia i dobréj opinii u ludzi.
Tym sposobem odzyskał znowu dawny swój pokój, zdając wszystko na wolę bożą.
Ale niedługo trwał ten pokój. Czterdzieści lat mijało właśnie, jak pan Marcin bez prawéj ręki samotny żywot prowadził. Dorotka miała już lat dwadzieścia. Było to jakoś w Styczniu a pan Marcin uczuł nagle dreszcz w prawém ramieniu. Natarł je wódką z kamforą, ale to nie pomogło. Pierwsza jaskółka zaświegotała pod strzechą futorka, ale zamiast wiosny, przyniosła mu nowy ból, który począwszy od wielkiego palca prawéj nogi poszedł przez krzyże aż do głowy i tam się zagnieździł. Pan Marcin począł się niepokoić i dąsać, wszystko to gniewało, gderał, łajał, a po kościach jak chodziło, tak chodziło.