istoty były owe uwagi, o tém nikt z publiki nie wiedział, wnosićby jednak można po jego usposobieniu, że musiały mieć cel estetyczny.
Przejeżdżając koło gospody Rożynka zatrzymał się wzrokiem przy stojących tamże spektatorach. Na czele ciekawych stała młoda Litwinka o czarnych oczach. Piękne, różowe usta otworzyła w zachwyceniu, odsłoniła dwa rzędy najpiękniejszych pereł, a przenikliwe jéj oczy z takim ogniem uderzyły na dostojną osobę monarchy, że gdyby naówczas wiedziano o czarownéj sile magnetyzmu, siostrzenica JPana Wilgi miałaby sławę pierwszéj magnetyzerki. I w saméj rzeczy Jegomość król raczył dłużéj spocząć okiem na wylęknionéj twarzy ładnéj Litwinki, a nawet się uśmiechnął i coś krotochwilnego swemu towarzyszowi do ucha powiedział. Wtém szarpnęła czwórka, a żółta kolebka zniknęła z przed okien gospody, okrywając patrzących chmurą kurzu.
Wilga i Michna wrócili do swoich szklanek, wróciła i panna Dorota do swego węzełka, z którego poczęła dobywać świąteczny kaftanik z czarnéj materyi z różową lamówką. Ale wszystkim nie szło już w ład przerwane zatrudnienie. Wilga począł się skarżyć na ból w prawem ramieniu, Michna dowodził po swojemu, że Warszawa to drugi Babilon, i przepowiadał z kalendarzową skrupulatnością dzień i godzinę, w któréj z nieba spadnie ogień i siarka, a panna Dorota myślała sobie przy tém wszystkiém:
— Mój Boże! Cóż ci starzy chcą od téj biednéj Warszawy! Ludzie tutaj tak grzecznie się kłaniają, takie ładne mają ubiory! a ładnych mężczyzn co nie miara! Nie wiedzieć nawet, na kogo się patrzeć, i ten ładny
Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/171
Ta strona została przepisana.