i ten ładny... jak mi Bóg miły, gdyby kilku z nich przyszło i o moją rękę wujaszka prosić chciało, byłabym w wielkim kłopocie, z którym pójść do ołtarza!
Tak marzyła sobie panna Dorota muskając po czarnéj barwie kaftaniczka, a obaj starzy popijali miodek i złorzeczyli złym czasom, jakich niby za grzechy swoje doczekali się na tym świecie, nie wiedząc wcale, że prostą drogą od zamku dążył do nich gość wcale niespodziany.
Telegrafy są wynalazkiem naszych czasów. Sądzić jednak wypada, że i dawniéj po dworach praktykowany był jakiś sposób porozumienia się, niemniéj zagadkowy, jak dzisiejsza iskra elektryczna. W kilka minut bowiem po przejażdżce króla Jegomości, szedł Mostową ulicą dworzanin królewski Korticzelli szukając gospody Rożynka. Dowiedział się już od szambelana Komorowskiego, że król przejeżdżając przez ulicę Mostową, ujrzał tamże jakąś młodą Litwinkę, i o jéj ładnéj twarzyczce kilka pochlebnych słów księciu C*** do ucha powiedział. Sprawny Włoch pomyślał chwilę, roześmiał się i wybiegł na ulicę.
Wilga i Michna kończyli trzecią flaszę i właśnie na zepsute czasy najgłośniéj narzekali, gdy się drzwi otworzyły, a do izdebki wszedł dworzanin królewski. Dorota wzięła właśnie na siebie czarny kaftaniczek z czerwoną lamówką i przeglądała się do kawałka stłuczonego