— Dziwny to człowiek, ten Stolnik litewski — dumał w duchu pan Wilga prowadząc Dorotkę do gospody Rożynka, przecieżby więcéj należało dbać o decorum persony królewskiéj. A on jak widzę...
Tu pochwycił go ktoś za połę. Obejrzał się i poznał Michnę.
— Ot dobrze, że Wasze widzę. Pójdźmy do Rożynka, pomówimy coś z sobą.
Przyszedłszy do gospody kazał Dorotce odejść do izdebki, a sam wziąwszy Michnę pod ramię, wprowadził do szynkowni, zasadził za stołem i tak się do niego odezwał:
— Widzisz Waszmość, już trzy dni jestem jakby nie swój.
— Zapewnie wędzonka... kieliszek piołónówki nie zawadzi.
— Gdzie tam! Wcale co innego!
— Może kto Waszeć kaptuje.
— I to nie, widać że o nas już dzisiaj nikt nie stoi!
— A cóż takiego?
— Ot, tylko się nie śmiejcie ze mnie, a wszystko opowiem. Przed trzema dniami przyszło do nas to przeklęte Włoszysko, a przyszło nie bez kozyry. Jak zaczął mi prawić coś o sztukach łamanych, których wielkim miłośnikiem ma być król Jegomość, jak sztuki potrzebne są dzisiaj, mospanie, dla narodu, jakby to dzisiaj wszystko sztukować chciano; — jak jął mi przekładać, że Dorota ma takie same oczy, jakich właśnie potrzeba malarzowi do jakiegoś świętego obrazu, że król Jegomość sam przy téj operacyi in propria persona jest obecny i wielce
Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/182
Ta strona została przepisana.