Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/189

Ta strona została przepisana.

— Z kim? Za co?
— Nie pytaj! z szlachcicem, za obrazę honoru cum quibusdam aliis.
Za chwilę pojawił się Michna z demeszką pod pachą.
— Wasza królewska Mość staniesz plecyma do latarni — a nikt Waszmości nie pozna — szepnął do króla Wilga.
Nieszczęśliwy kochanek rad nie rad musiał stanąć. Wilga widząc, że u boku ma szpadę, pobiegł do izdebki, a podając mu swoją szablę, rzekł:
— Ten scyzoryk do piór tylko. Tu jest coś lepszego. Turecka bestyjka! tylko kazałem napisać: Jezus, Marya, Józef! A no, wal Michale w imię boże i rzeczypospolitéj — najprzód za sedukcyą a potém za pacta conventa...
Michna tak był pewny dobréj sprawy ze strony pana Wilgi, że nie wdając się w wyjaśnienie rzeczy, chwycił za rękojeść szabli i kilka razy w koło nią zatoczył. Toż samo uczynił i jego adwersarz. Snać mu się szabla Litwina musiała podobać, bo ją z upodobaniem na obie strony obejrzał.
— Patrzaj — szepnął Wilga do ucha przyjacielowi — nie fryc w tém rzemiośle, poznał się na szabelce. Aż mu się oczy zaszkliły... nie myślałem, żeby był tak skory do szabli jak do dziewczyny...
I nie skończył jeszcze, a mniemany król już natarł na Michnę. Michna odcinał się krzepko mimo lat siedmdziesięciu, skakał w lewo i w prawo, przykucnął kilka razy i podskoczył, jakto dawniéj za jego czasów praktykowano. Ale adwersarz rozumiał sztukę doskonale. Michna począł się cofać.