Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/20

Ta strona została przepisana.

Powszechny entuzjazm objawił się teraz prawdziwym wagnerowskim hałasem. Jedni krzyczeli, drudzy wołali, inni próbowali śpiewać, a niektórzy dla większego efektu strzelali z rewolwerów. Prócz tego jeszcze na poblizkich wzgórzach, podnieśli okrzyk pastuszkowie, rzucając na łodzie całe snopy górskiego ziela.
Wśród tak silnych akordów powszechnego uniesienia, trudno było pani Scholastyce objawić córce swój gniew, a należyte niezadowolenie panu Juljanowi. Usiłowania jéj przepadły wśród chaosu, a niebezpieczne dla wątłych łódek fale Dunajca, nie pozwalały dłużéj oddawać się bezcelowym gniewom i dąsom. Pani Scholastyka ograniczyła się tylko na trzykrotném machnięciu białą chustką, co znowu u córki zwykłe sprowadziło nieporozumienie. Biorąc to za oznakę macierzyńskiéj radości, odpowiedziała matce białą swoją batystową chusteczką, do czego J. Pan Juljan dołączył ukłon i uśmiech jak najweselszy.
Tak zakończyła się na teraz gorąca między matką a córką katastrofa.
J. Pan Idzi, któremu dostała się ostatnia łódka i towarzystwo jakiejś niemłodéj wdowy, zbyt daleko oddalony był od sceny dramatu naszego i w téj chwili nie mógł wpłynąć na rozwój gotującego się epizodu.



Majestatycznie płynęła ku górom flota góralska, przedstawiając obraz prawdziwie malowniczy. Z małego oddalenia wyglądała jak pomost rzucony na wodę, na