Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/35

Ta strona została przepisana.

Po ich wyjściu wstał pan Idzi z fotelu i ciekawie wyjrzał oknem.
— Zaimponowałem im — rzekł do stryjaszka — idą zamyśleni z pospuszczanemi głowami. Zdaje mi się, że to powinno i panu Trzasce dać do myślenia!
Uśmiechnął się stryjaszek.
— Obaczymy! — odrzekł i zaczął chodzić po pokoju.
— Długi czas trwało milczenie.
— A co? — zapytał po chwili pan Idzi — wyglądałem dobrze, gdy do nich mówiłem!
— Dosyć! — mruknął stryjaszek.
— Przecież opowiedzą jakie wrażenie to na nich sprawiło.
— Tak sądzić należy!
— Ja przynajmniéj na ich miejscu powiedziałbym do pana Trzaski: Człowieku, daj pokój — on cię zastrzeli, jak wróbla!
— Jeżeli zrozumieją nasz interes!
— Przecież przeciw mnie działać nie mogą!
— Czasem są ludzie niedomyślni!
— Przecież wybrałem ludzi rozsądnych!
— Nie każdy rozsądek jest jednaki.
— Stryjaszek nasuwa mi różne nieprzyjemne myśli!
— Bo przedewszystkiém trzeba być na wszystko przygotowanym!
Pan Idzi spojrzał na stryjaszka z zadziwieniem. Stryjaszek tymczasem patrzał w okno i palcami po szybach bębnił. Trwało to czas niejaki. Wreszcie otworzyły się drzwi, a dwaj mężowie weszli znowu do pokoju.