Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/107

Ta strona została przepisana.

rozstrojonym klawikortem, a przy każdym komplimencie uczyniłą dyg zgrabny!...
— Wszystkiego tego pojedyńczo nie wymaga się, mój panie, ale przyznasz mi, że się wymaga wykształcenia pewnego, bez którego najpiękniejsza kobieta nie jest niczem innem, jak pięknem cackiem. Można się na nią patrzeć, a nawet podziwiać, ale do serca nie przemówi.
— Ponieważ wdałeś się już w tak profesorski wykład a zdajesz mi się być człowiekiem myślącym, więc ci w krótkości coś opowiem: Stałem pięć lat w Warszawie, to jest pięć lat epoletowych. Znasz niezawodnie, co to dla kobiety mundur i epolety, jeźli do tego ten, co je nosi, jest chłopczyk przystojny. Nie ma fortecy dla takiego nieprzyjaciela. Kochałem i byłem kochany od ukształconych, i nieukształconych, salonów i ulicy; a sumując przy odjeździe ich liczbę, nieprzesadzę, jeźli ci powiem, że sięgała liczby świętych dziewic egipskich! Miłość moja i uczucie był to posterunek wojskowy, który oczywiście w sposób najakuratniejszy, zmieniać się musiał. Byłato nasza służba drugiego rzędu. Tu fatalna, jak mówisz, atmosfera inaczej jakoś nam okazuje przedmioty. Przed tygodniem kupowałem od wiejskiej dziewczyny wisznie; mówię ci, słowo honoru, że mnie oczarowała. A przecież nie jest ładną. Żółta, niby zwiędła, a jednak jest coś w tem ciele, co przyciąga, co zachwyca. Wielka szkoda, że z nią mówić nie mogę, bo dotąd mnie się boi.
— Ach, tyle romantyki obok tych stosów piramidalnych na prawdę nie spodziewałem się znaleść!
— Żartuj sobie z północnego barbarzyńcy, jak nas zachód nazywa, a ja ci mówię, że barbarzyńcy mają serca,