Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/11

Ta strona została przepisana.

wszego smaku i nowszych usiłowań! Archeolog tylko podziwia to tło rodzime, wyśmiany od wielu, którzy się ulitują nad obłąkanym! Takie to tło rodzime ma i obraz ludzkości, które się wówczas tylko pojawia, gdy po nim przemkną burze i klęski. Te same koleje przechodzi nasz umysł a częściej nasze serce. Jest i tam pierwsze, rodzime tło, pierwsza myśl, pierwsze uczucie. Lecz nieraz mażemy je fałszywym pokostem wyobrażeń coraz nowszych, które dopóty swym bytem starożytnym zasłaniają nam pierwotwór, który jest prawdą wyłączną, pokąd nie uderzą gwałtowne burze, i nie spłuczą barw nałożonych! Zaprawdę, umysł nasz i serce muszą się zmierzyć z pędem orkanu, a po walce krwawej i bolesnej, obaczyć co się zostało! Będzie to niezawodnie owe tło rodzime, pierwotwór myśli i uczucia, który poczęty na łonie wiary, zapragnął wieczności! Będzie to cząstka samej wieczności, na którąśmy tak mało zważali, a która nam się jedynie pozostanie po burzach żywota! Nazwijcie to jak chcecie, a nawet śmiejcie się ze mnie, jak gawiedź z archeologa, który wkopuje się w mogiły, aby wydostać kawałek rdzawego żelaza, czerep nieznanej popielnicy! Pozbyliśmy się owej ciekawości dziecięcej, która każdą zabawkę rozbiera, by w jej wnętrze zaglądnąć; a natomiast używamy objawów ostatecznych, nie troszcząc się o powód ruchu nieodgadnionej machiny. Pozwólcie mnie dzisiaj zostać dzieckiem, rozebrać ową zabawkę, którą życiem nazywamy, a w niej wyśledzić to, co się tam rusza i bieży, jak wody nieustającej krynicy. Może popsuję przez to piękność utworu, może pomącę szyk waszych wyobrażeń, a może najprędzej rozśmiejecie się mówiąc: I myśmy to życie wi-