Strona:Zacharyasiewicz - Powieści.djvu/123

Ta strona została przepisana.

dręczyć. Zdaje się, że takie obejście należeć musi do ich gorzkiej medycyny, którą choremu zadają. Dla czegóż powiedzieć, że ta dama jest brzydka i stara, kiedy ona jest młoda i piękną jak anioł! O jaka dobra!... Jak ona pana kocha!...
Wymówiwszy to spostrzegł zapewne, że mi znowu krew do głowy uderzyła, bo odmienił kompresy. A sądząc że to, co mi następnie ma udzielić, jeszcze większe na mnie uczyni wrażenie, z najobojętniejszą w świecie miną wziął do ręki spory kawał lodu, jako podręczny reagens mojej niemocy i zaczął dalej:
— Mówię, że nie jest brzydką ale piękną i do tego widać, że mocno pana kocha
— O kimże mówisz? — zapytałem z wysileniem.
— Pan lepiej wiesz odemnie.
— Zaręczam ci, że nie wiem.
— Jeźli tak jest, to panu opowiem. — Ale przypomniałem sobie, że mi tego mówić nie wolno.
— Okrutny, czemu mnie dręczysz!
— Przebacz pan, już będę milczał.
— Ale ja chcę, żebyś mi wszystko powiedział!
— Ba, a co będzie, jeźli panu oczy wsłup staną a ja za moją gawędę w łańcuszki pójdę?
— Nie, przyrzekam ci, że tego nie uczynię, tylko mów prędzej.
Posługacz uwierzył memu przyrzeczeniu i mówił dalej, trzymając jednak zawsze na wypadek, bryłę lodu.
— Drugiego dnia słabości pańskiej przybyła do furty szpitalnej dama w towarzystwie starszej, i zażądała widzenia się z chorym bratem swoim. Wymieniła nazwisko pana,